9. Przyjaciele
Już rozchodzili się, gdy Zygmunt zagadał do Władzi.
– Miałaś podać mi swój telefon?
– A tak. – posłała mu uśmiech.
Szybko nagryzmoliła numer.
– Zadzwoń jeszcze w sobotę, ale mimo wszystko, pamiętaj w niedzielę o dziewiątej! – zawołała już prawie w drzwiach.
Pociąg za chwilę ruszył. Zerknął jeszcze za nią, pomachał jej i wjechali z dworca w tunel.
Teraz, przez resztę drogi mógł spokojnie pomyśleć, o tym, co czeka go za tydzień? No, poprawnie, za cztery dni. Władzia, była koleżanką Jadwigi Gizak, szkolnej koleżanki Zygmunta.
Umówili się na spotkanie u Jadwigi. Władzia, zaoferowała się, zawieść go do jej nowego domu i domu jej męża.
Zygmunt znał tego faceta. Spotkał go kilka razy na zabawie. Na ostatniej zabawie, w czasie rozmowy, jakoś tak dogadali się z Władzią, że dobrze byłoby odwiedzić Jadzię. Chciał koniecznie zobaczyć, jak mogą mieszkać w wielkim mieście, jego szkolne koleżanki.
I wreszcie nadeszła ta upragniona niedziela. Spotkał Władzię, bo jak można nie spotkać się, z tak brzydką dziewczyną, jak Władzia.
– Są pewne trudności. – od razu ostrzegła go brzydula.
– Co się stało? – zdziwił się.
– Jadwiga chyba wyjechała do rodziców. Dzwoniłam wczoraj do nich, ale nikt nie odbierał.
– Może akurat nikogo nie było? – był pełen nadziei. – Zadzwoń stąd. – pokazał jej automaty telefoniczne. – Ale może też ich nie być? Mogą przecież być na zakupach, u znajomych, na spacerze. Jest do cholery miejsc, gdzie mogą być akurat teraz? Więc co, jedziemy? – zapytał ją.
Była odstrojona, jak na swatki. Skąd, więc u niej ta obawa, że nie zastaną nikogo?
Chwilę zastanawiała się. Podała koledze torebkę i otworzyła drzwi do automatu.
– Na pewno chcesz jechać? – jeszcze raz zapytała, jak gdyby on tu przyjechał przypadkiem.
– Po to przecież przyjechałem tu. – zawołał do niej.
– Jak nie będzie Jadwigi, wyciągniemy Jurka do kina? Dobrze?
Chciał wejść z nią do budki, ale odepchnęła go. Zgodził się poczekać na peronie. Patrzył, jak rozmawiała raz przez telefon, potem drugi raz. Później znów kilka razy wykręcała numery i wreszcie wyszła. Pokazywała i to bardzo wyraźnie, jak to ogromnie zdenerwowana jest.
W tramwaju obserwował ją. Co chwila zerkał na jej lekko za duży dekolt. Próbował zastanowić się, czy kiedykolwiek z taką twarzą znajdzie jakiegoś chłopaka? Próbowała odgadywać jego myśli, ale wciąż okłamywał ją. Wreszcie i ona zaczęła o czymś rozmyślać.
– Czy tobie można zaufać? – zapytała go znienacka.
– A z czego, chcesz mi się zwierzyć? – zapytał tak samo zagadkowo, jak ona jego.
– Pierwsza zadałam pytanie. – zaskoczyła go.
– Raczej nie. Gdybym był tobą, bałbym się zaufać takiemu jak ja.
– Dlaczego? – zdziwiła się.
– Nie wiesz o tym, że nie wolno ufać mężczyźnie? – uśmiechnął się. – Ja jestem tylko facetem. – bawił się jej zaskoczeniem.
– Musimy wysiąść. – nagle wstała.
Wysiedli.
– Czy to już tu? – zapytał ją.
– Nie. Jeszcze nie. A gdybym ci zaufała? – równie szybko zapytała jak i wysiadła z tramwaju.
– Iloma tramwajami będziemy jechać jeszcze? Ja muszę dokupić sobie biletów?
– Nie odpowiedziałeś mi?
– Pierwszy zadałem ci pytanie.
– A gdybym ci, teraz i tu oddała się? Czy mogłabym ci zaufać? – napierała.
– Co ty z tym zaufaniem? – nie wytrzymał.
Odszedł na chwilę do kiosku. Szybko zrobił zakup.
Właśnie nadjeżdżał tramwaj. Wskoczył do najbliższych drzwi, bo widział, jak Władzia wchodziła do środka. Po chwili podszedł do niej.
– Co ty wyprawiasz? Chciałaś mnie zostawić na przystanku? – warknął na nią.
– No, co ty? Wiedziałam, że wskoczysz? – ze swych wielkich, wyłupiastych oczu, zrobiła jeszcze większe.
– Ach tak? Wiedziałaś? – papugował po niej. – Jeżeli nie masz ochoty, abym jechał z tobą, daj adres, sam pojadę. Adres lub telefon...
– Przecież mówię ci, że wyglądałam na ciebie. – usprawiedliwiała się.
– Tak? Kiosk był tu, a ty wyglądałaś tam. Patrzyłaś, czy zostałem? Co jest grane? Zachowujesz się dziwnie?
– Skąd wiesz, jak zachowuję się? Tak na dobrą sprawę, to ty mnie nie znasz? – chciała go przekonać.
– Mylisz się. Tak na dobrą sprawę, znam cię lepiej, niż ty sama siebie. – przybrał minę poważną, nawet bardzo poważną. – Znam twoje upodobania, znam twoje wybryki, znam twój gust, co chcesz abym jeszcze poznał? – usiadł tuż za nią.
– Jesteś śmieszny. – wymamrotała.
Odwróciła się do niego, chowając twarz koło szyby.
– W ogóle mnie nie znasz.
– Zdaje ci się dzieweczko. – szepnął do niej.
– A teraz powiedz, o co tak właściwie chodzi? Chcę wiedzieć.
– Nie jedzmy tam. – rzuciła propozycję.
– Pytam, o co chodzi? Co jest grane?
– Nie powinniśmy tam jechać. – westchnęła.
– Co stało się u nich?
– Dużo i nic. Tak naprawdę, oni wcale nie czekają na nas.
– Coś podobnego? – jak papuga, powtórzył tym samym tonem. – Na ostatniej zabawie, Jadwiga zapraszała mnie.
– Ale teraz wszystko zmieniło się.
– Muszę przekonać się na własne oczy, inaczej nie uwierzę? Jak Tomasz? Czy to dlatego byłaś taka zdenerwowana, jak rozmawiałaś przez telefon?
– Tak.
– Powiedz mi coś? Uchyl rąbka tajemnicy? Chciałbym wiedzieć co nieco, aby wiedzieć jak się zachować?
Władzia odwróciła się jeszcze bardziej do Zygmunta.
– Nie zdziw się, u nich może być niemiła atmosfera. – ostrzegła go.
– U? Normalna polska rodzina? To znaczy, jak to może wyglądać? – uśmiechnął się na samą myśl.
– Jadwiga, jest histeryczką...
– Co? – przerwał jej. Chciał coś dodać, ale tylko zamyślił się. – Ona była zawsze taka opanowana?
– Widzisz, kobiety są zmienne, jak pogoda? – uświadomiła go.
– Nie wierzę własnym uszom? Jak to się stało?
– Zawsze taka była.
– Może to przez ciążę?
– Zawsze taka była, mówię ci. – utwierdzała go w przekonaniu.
– Może nasza wizyta lepiej wpłynie na nią, może jakoś przetłumaczymy jej? Czy ona leczy się? Teraz jeszcze, dopóki jest młoda, organizm mógłby zwalczyć chorobę?
– Jej nie można przetłumaczyć? Taka już jest? Tu musimy wysiąść, przesiadamy się do innego.
Wstawała już, gdy tramwaj zahamował i poleciała do tyłu. Uchwycił ją za ramiona. Podtrzymał ją. Coś nim tąpnęło. Coś stało się z jego oczami. Musiał zrobić wielki wysiłek, aby móc poruszyć nimi.
Spojrzał na koleżankę. Zdawało mu się, że była w sukience z dekoltem, dużym to dużym, ale stała przed nim, w sukience z cienkim ramiączkiem... gdy ruszyła ręką, zsunęła się z niej, ukazując kupę tłustego, wstrętnego cielska. Odwrócił wzrok.
– Wychodzimy! – zawołała.
Rzucił wzrokiem w jej stronę. Wielkie, nagie cyce, dyndały się jej na wielkim, tłustym brzuchu. Poderwał się, bo nie chciał, aby spojrzeć, co może być niżej?
– Coś taki nerwowy? – powiedziała, szczerząc ku niemu wielkie zęby jak łopaty, czarne jak u czarownicy.
Wyszli na przystanek. Oparł ręce na kolanach i spuścił głowę w dół. Przy okazji zerknął, czy czasem jemu nie wyrosły nogi, podobne do czegoś tam?
– Co ci jest? – zapytała, widząc, co dzieje się z nim.
Podniósł się. Stała przed nim Władka, w sukience z dużym dekoltem, ta sama, co kiedyś.
– Co tak patrzysz się? Nie widziałeś nigdy biustu? – zaskoczyła go.
– Albo zdaje mi się, albo widziałem ciebie w sukience, takiej jak ta, ale na ramiączka?
– Co ci jest, dobrze się czujesz? – zaskakiwało ją zachowanie kolegi. – Może i miałam podobną sukienkę do tej, a może to jakaś od koleżanki? Chcesz teraz rozmawiać o sukienkach?
– Nie zważaj na to. Przed chwilą przeżyłem szok, gdybym bredził od rzeczy, nie przejmuj się tym. – wciąż patrzył na nią i zastanawiał się, co mogło znaczyć, to, co widział w tramwaju? – Nie jesteśmy w sumie na wsi, ale w wielkim mieście. Zachowujmy się, jak przystało na wielkie miasto. – podszedł do niej. – Myślę, że nie będziesz miała nic przeciwko temu? – położył dłonie na jej wydekoltowanym biuście.
– O! Nie znałam cię takiego? – drgnęła.
Pochylił się i językiem przejechał po jej dekolcie.
– Przestań, ludzie patrzą. – szepnęła.
– Powiedz, że lubisz coś takiego? – szepnął jej. – Jesteśmy w wielkim mieście, obchodzi cię, co ludzie sobie pomyślą? I tak pomyślą, co będą chcieli? Więc jak, lubisz coś takiego?
– Pewnie, że lubię. Ale nie teraz i nie tu?
– Dobrze, odłóżmy to na potem. Ale tą lukę, pomiędzy potem, a teraz, musimy czymś wypełnić. Opowiadaj o naszych gospodarzach. Nie znałem ich takich. Opowiadaj, abym wiedział, czego tam oczekiwać?
Rozpromieniło to ją.
– Jurek jest wspaniałym facetem. Przystojnym, z resztą zobaczysz? – na twarzy jej wykwitł uśmiech zadowolenia.
– Wiem, jaki on jest. Widziałem go kilka razy.
Patrzył na nią, z jaką gracją opowiadała o nim. Analizował jej słowa.
– Pozwól, że ci przerwę...
– Coś długo nie ma tramwaju? – zauważyła.
– To fakt. – przyznał jej. – Ale nie o tym chciałem z tobą porozmawiać. Powiedz, tylko tak naprawdę, czyją ty jesteś koleżanką, albo przyjaciółką, Jadwigi, czy Jurka?
– O co ci chodzi? – zdziwiła się.
– Powiedzieć ci? Albo jesteś fałszywą koleżanką lub przyjaciółką Jadwigi, albo jesteś...
– O co ci chodzi? – prawie, że oburzyła się. – Wiesz przecież, że jestem przyjaciółką Jadzi.
– Z tego, co mówisz, jesteś fałszywą przyjaciółką Jadzi, jak to ładnie ją nazwałaś. Dlaczego? Gdybyś była jej prawdziwą przyjaciółką, nie gadałabyś głupot na jej temat. Czy zauważyłaś, że ty ją oczerniasz?
Władzia zaczęła rozmyślać nad swoim zachowaniem.
– Myślisz, że trzymam z Jurkiem? – zaczęła wreszcie. – Strasznie się mylisz. Jurek nie jest facetem w moim stylu.
– Jak go znam, jest facetem, na którego lecą wszystkie dziewczyny? Takiego zapamiętałem z zabaw. Przystojni faceci nie są źli.
– Mylisz się kolego. Jurek jest chamem. Nie widziałeś, jak ganiał ją, jak bił ją, jak znęcał się nad nią?
– Słuchaj, ja nie mam ochoty słuchać takich zwierzeń. Dlaczego? Nie sądzę, abyś była prawdziwą jej koleżanką? Jeżeli nie trzymasz z Jurkiem, to, albo jej zazdrościsz, albo lubisz patrzeć, jak innemu dzieje się krzywda?
– Jednym słowem, masz mnie za potwora? – oburzyła się dziewczyna.
– Każdy ma swojego potwora. – stwierdził krótko Zygmunt.
Przez kilka chwil próbowała odwrócić kota ogonem. Psioczyła na Jurka.
– I uważasz, że byłabym zdolna trzymać z takim chamem, a cieszyć się, że koleżance dzieje się krzywda? – odwróciła głowę, na znak oburzenia. – Słuchaj, jedzie tramwaj, może nie jedzmy tam? Pojedziemy do kina. – zaproponowała.
– Na dobry film, czy jakąś chałę?
– Na coś dobrego.
– To szkoda biletu. Ja do kina chodzę z dziewczynami w wiadomych celach.
– A myślisz, że ja to, w jakich? – odcięła się.
– Dziewczyny muszą wiedzieć, po co jadą ze mną do kina?
– Kochany, ja nie mam dwunastu, czy trzynastu latek? Ja wiem, po co idzie się do kina, z chłopakiem? No i jak? – czekała na decyzję.
– Jednak jedziemy do Jadzi. – postanowił.
– A jeśli nie czekają na nas? – podchwyciła.
– Trudno. – wyciągnął ku niej rękę, bo tramwaj już podjechał. – Wtedy pomyślimy, co dalej? W południe nie grają żadnych filmów. Ot, dlaczego?
Nie chciała odzywać się, ale po kilku przystankach zagadała.
– Chyba nie myślisz o mnie źle?
– Ja w ogóle nie myślę źle, o nikim... o tobie też.
– Chyba nie będziesz tam opowiadał im, o czym rozmawialiśmy przez drogę?
– Czy ja jestem małym dzieckiem?
Byli już pod blokiem, gdy Władzia znów zaczęła.
– Muszę ci powiedzieć, abyś nie strzelił gafy...
– Nie bój się. Umiem zachować się wśród ludzi. – uspokoił ją.
– Nie o to chodzi. Ja nie dzwoniłam do nich. Po prostu zapomniałam telefonu. Dzwoniłam do koleżanki, aby mi podała numer, ale nie zastałam jej.
– To zmienia stan rzeczy. No dobrze.
Wchodzili już na klatkę, gdy dziewczyna powiedziała.
– Ale ty zadzwonisz do drzwi.
– Dlaczego?
– Stara, to taka wariatka. Może nam nie otworzyć?
– To kto tu w końcu jest wariatem? Kto tu jest histerykiem?
– Powiedziałam, ty zadzwonisz. – upierała się.
– Przestań, mnie nikt nie zna. Będę musiał się tłumaczyć, dukać. Ciebie znają.
Pokazała mu drzwi. Ale dla świętego spokoju zadzwonił. Ona stała naprzeciw judasza. On przy dzwonku, z boku. Przysłoniła judasza.
Otworzyła im starsza pani, spojrzała na Władkę i od razu zamknęła drzwi.
– Co jest grane? – zdziwił się.
Odczekali chwilę.
– Mówiłam ci, że ty dzwoń. – pół szeptem narzekała dziewczyna.
– No dobrze. – nacisnął dzwonek. – Przecież dzwonię.
Pociągnęła go pod judasza. Ale drzwi już otwierały się. Gospodyni spojrzała na chłopaka.
– Dzień dobry pani...
Ale gospodyni wyjrzała na korytarz.
– Nie bawcie się ze mną w podchody. – powiedziała raczej do Władki niż do Zygmunta. – Won spod moich drzwi, szmato! – trzasnęła drzwiami.
Zygmunt spojrzał na koleżankę. Ona uparcie nacisnęła dzwonek.
– Zapytaj ją, czy jest Jadwiga lub Jurek. – szepnęła szybko.
Gospodyni szarpnęła drzwi. Stanęła w nich bokiem. Założyła ręce.
– Przepraszam bardzo, ale chyba zaszło jakieś nieporozumienie. Chciałem tylko zapytać, czy zastaliśmy Jadzię lub Jurka? – wydeklamował Zygmunt.
– Młody człowieku, ta szmata, nie ma prawa wstępu tu i każdy, kto z nią przyjdzie też. Przepraszam bardzo, ale wybrał pan złe towarzystwo. Czy mogę już zamknąć?
– Przepraszam bardzo, ale czy zastałem Jadzię? – upierał się.
Ale gospodyni zamykała drzwi.
Zygmunt spojrzał się tylko dziwnie na koleżankę. Skierował się ku wyjściu.
W środku słychać było jakąś rozmowę. Władka przystawiła ucho do drzwi.
– Mamo, co to za hałasy, o tak wczesnej porze? – doleciało na korytarz.
– Jurek! To ja, Władka! – zawołała pod drzwiami dziewczyna.
Otworzyły się drzwi.
– Władzia, czemu nie wejdziesz do środka? – na korytarz wyszedł prawie nagi mężczyzna.
Zygmunt na wszelki wypadek zawrócił.
– Nie jestem sama. Jest ze mną kolega. Poznajcie się, Zygmunt, Jurek.
Podali sobie ręce. Jurek stał na korytarzu w samych slipach, jak małpa owłosiony.
– Zygmunt jestem. – podał mu dłoń.
– Jurek, jak już powiedziała Władzia. Wejdźcie do środka.
Zatoczył wokół wchodzących ramieniem, a że Zygmunt przepuścił dziewczynę przodem, ramię Jurka spoczęło na jego plecach.
– Ja jeszcze nawet nie umyłem się. – poinformował. – To tylko wy takie ranne ptaki.
Zamknął za gośćmi drzwi.
– Mamuś wstaw wodę. – rzucił w głąb kuchni.
Władzia zsunęła buty i po sekundzie już jej nie było.
– Zapraszam dalej. – gestem dał mu znać, aby wszedł do pokoju.
Zygmunt musiał zdjąć pantofle. Zanim to uczynił, Jurek znikł w drzwiach pokoju.
Nie chciał robić hałasu. Cicho otworzył drzwi pokoju. Już miał zamknąć je od środka, gdy zauważył sytuację. Na posłaniu, jak do snu, leżał Jurek. Przed nim na podłodze klęczała Władka, całowali się najwidoczniej. Nogi miał rozłożone, a ręka jej tkwiła w slipach chłopaka.
– O przepraszam. – powstrzymał się.
– Wejdź. Nie rób szumu w chałupie. – powstrzymał go Jurek.
– Przepraszam, zaczekam w holu. – odparł Zygmunt.
– Przestań. – uspokoił go. – Wejdź. Nie powiedziałaś mu? – skierował się do dziewczyny. – Musisz przyzwyczaić się do kilku sytuacji. Niektóre rzeczy zaakceptować. – z uśmiechem podnosił się. – Oczywiście, jeżeli będziesz chciał, abyśmy się przyjaźnili?
– Może jednak zaczekam w holu? Nie chciałbym was krępować? – zaproponował.
– Czy myślisz, że moja matka jest taka głupia, że nie kapnie się, gdy zostawisz nas samych w pokoju? No przestań? – wstał, a podniecony przez dziewczynę wyglądał nieco koślawo.
Zygmunt uśmiechnął się.
– Czy mam wyjść? – Zygmunt nie ukrywał uśmiechu.
Jurek spojrzał w dół na ogonek sterczący w slipach.
– No i widzisz Władzia, co narobiłaś? – dłonią przejechał po pagórku w slipach. – I co teraz?
– Czy mam wyjść, czy odwrócić się? – Zygmunt przyglądał się im.
Władzia siedziała na posłaniu z oczami wlepionymi w podłogę. Jurek na tą propozycję, tylko uśmiechnął się do Zygmunta.
Chłopak odwrócił się.
– O! – wskazał na albumy za szkłem. – Czy mogę obejrzeć sobie zdjęcia?
I nie czekając, aż ktokolwiek pozwoli mu sięgnął po albumy. Zatopił się w atrakcjach ze zdjęć. Najpierw obejrzał zdjęcia ze ślubu, potem kilka zdjęć z wesela. Sięgnął po inny album i to chyba nie ten, co trzeba było; bo były to zdjęcia tylko Jurka, ale topless, potem w negliżu, a dalej...z zaciekawieniem obejrzał kilka zdjęć.
– Nawet do takich zdjęć pozujesz? – zdziwił się.
– Co ty tam oglądasz? – usłyszał za sobą. – Oglądasz nie to, co trzeba?
– O key, już chowam. Czy wiesz, że kiedyś życie może zemścić się na tobie?
– Nie oglądaj tego, odłóż to. – odezwał się Jurek.
– Trzeba przyznać, że zdjęcia są piękne. – pochwalił, mimo woli, spoglądając jeszcze na kilka zdjęć. – Znam się trochę na tym. Sam robię zdjęcia, chodzę do ciemni do Klubu. Umiem docenić ładne zdjęcie. Gdybym ja robił je, niektórym dałbym lepsze oświetlenie. – skomentował, odsuwając raz jedno, raz drugie zdjęcie na odległość ramienia.
Jurek podszedł od tyłu i objął go w pół.
– Nieproszony wchodzisz w moje życie. Co mam teraz mam zrobić z tobą? – szepnął mu do ucha.
Zygmunt oparł rękę na jego brzuchu i odsunął go.
– Przepraszam bardzo, ale nie chcę być usmarkany. – spojrzał mimo woli w dół, ale Jurek był w slipach.
– Dlaczego tak strasznie wchodzisz w moje życie? Poznałeś niechcący moje tajemnice? – albo jeszcze był podniecony, albo lekko zawstydzony.
– Tajemnice? Jako foto model, chcesz utrzymywać to w tajemnicy? – dziwił się Zygmunt. I aby nie zmuszać go do zawstydzenia, dodał. – Jako foto model, masz wspaniałe warunki i piękne ciało. To muszę ci przyznać.
– To jest twoja ocena, czy twoje myśli? – przerwał mu Jurek.
– I jedno i drugie. Kiedyś, nasz instruktor z Klubu, powiedział nam, że foto modele, czy foto modelki nie doceniają piękna swego ciała, bo nie patrzą na nie, tak jak fotograf. Żeby docenić właśnie to, trzeba najpierw być fotografem.
Jurek chwilę patrzył na kolegę.
– I tak naprawdę uważasz, że te zdjęcia są dobre?
– Dobre, albo bardzo dobre? – stwierdził krótko.
– Ale nie chciałbym nigdy pozować do takich zdjęć. Dlaczego? Życie i czas, kiedyś zemszczą się na tych, co pozują do takich zdjęć. Nie rajcuje mnie to. Robienie zdjęć tak, ale normalnych zdjęć.
– Co ty możesz wiedzieć na temat profesjonalizmu, jeżeli nie jesteś profesjonalistą? Czy wiesz coś o gaży takich modeli czy modelek? – zdziwił się.
– Nie. – krótko odparł chłopak.
– No właśnie? I umrzesz w nieświadomości. – uśmiechnął się do niego. – Muszę na chwilę was opuścić...muszę się umyć...ja jeszcze dzisiaj nie myłem się. – uśmiechnął się.
Zygmunt nie chciał się odwracać, aby nie patrzeć na Władkę. Pościeliła pośpiesznie wersalkę. Jurek owinął się ręcznikiem.
– Zajmiecie się czymś? – rzucił im.
– Też chciałabym się umyć. – cicho powiedziała dziewczyna.
– Coś wykombinuję? – uśmiechnął się do niej.
Wyszedł na korytarz.
– Mamuś, Władzia będzie robić nam kawusię! Czy może wejść do kuchni?! – zawołał.
Ale odpowiedz matki nie doleciała do pokoju.
– Władzia idź. Tylko nie pozabijajcie się. – przekazał informacje już z łazienki. – Kawę możemy wypić w dużym! Władziu, gdy zrobisz kawusię, przyjdź umyjesz mi plecki! – zawołał.
Władka odnalazła na komodzie damski dezodorant. Psiknęła nim kilka razy na swoje ciało. Wychodziła.
– Który to jest duży pokuj? – rzucił za nią Zygmunt.
– To samo co hol. – warknęła.
Wyszła. Zygmunt luknął jeszcze pod albumy. Szybko otworzył jeden.
– Pornografia? – zdziwił się.
Przerzucił kilka kartek. Szybko odłożył go z powrotem na miejsce. Wyszedł na hol.
Oblukał pomieszczenie. Dziwiły go fragmenty ścian misternie wyprofilowane. Na uboczu wielki stół. Kilka krzeseł ustawionych, aby nie przeszkadzały chodzącym z drugiej strony stołu. Obok, jak gdyby pod ścianą pokoju, regał ze sprzętem radiofonicznym. Telewizor, radio, magnetofony, szpulowy Kasprzak i obok drugi, zachodniej marki. Na regale kolumny. Wszystko zrobione z prawdziwym gustem.
– Władzia! – z łazienki zawołał Jurek.
– Władka, Jurek cię prosi! – zawołał Zygmunt nie odrywając się od oględzin.
Od kuchni właśnie zbliżała się Władka. Na tacy niosła kilka filiżanek z kawą.
– Włącz coś. Jakąś muzykę. – zaproponowała.
– Mówiąc szczerze, boje się. Chyba nie umiem czegoś takiego włączać? – oglądał dalej.
Dziewczyna weszła do łazienki.
Chciał osłodzić sobie kawę. Na tacy stały spodeczki, dzbanuszek, popatrzył i odszedł. Wolał nie zaczynać. Stół lśnił takim blaskiem od światła, że obawiał się postawić na nim spodek.
– Nie pije pan kawy? – usłyszał za sobą. Gospodyni mówiła raczej cicho.
– Powiem szczerze, boje się postawić filiżanki na stole...jest tak cudownie wyfroterowany, lśniący. – uśmiechnął się do gospodyni, mówiąc też raczej cicho.
– Ale niech pan przestanie. Gdybyśmy my jako domownicy tak patrzyli na to, nigdy nie napilibyśmy się kawy przy stole? Od tego w końcu jest stół? – wyjaśniała z uśmiechem.
– Od ciepłego powstaną koła. Wolę zaczekać.
– Niech pan nie będzie dziecinny? – postawiła mu talerzyk i nalała do filiżanki kawy.
– Przepraszam bardzo, to może ja już dokończę. – pospieszył.
Ale gospodyni już nalała mu.
– Jest pan bardzo kulturalny, dlatego chciałam pana przeprosić za to w drzwiach. – usprawiedliwiła się.
– Nie szkodzi. Nie zwracam na drobiazgi uwagi. Nie szkodzi. – powtórzył.
– Niechże pan postawi sobie krzesło. – z uśmiechem, wskazała na krzesła poza stołem.
– Jeżeli tylko dla mnie, nie dziękuję. Kiedyś widziałem na filmie, jak pito kawę właśnie tak, z filiżanką w ręce i na stojąc. Bardzo to mi się spodobało...
– Pija pan kawę na stojąc? – zdziwiła się.
Zygmunt zaśmiał się sam z siebie.
– Powiem pani szczerze, musiała pani napracować się, aby doprowadzić stół do takiego stanu, w jaki jest...szanuję pani pracę, bo wiem, ile moja mama musi włożyć wysiłku w porządki.
– Niech pan przestanie.
– Ciepła filiżanka, zostawia po sobie sparowane ślady. – przejechał ręką ponad stołem.
– Drogi panie, to jest tylko stół? – patrzyła na niego zadziwiona. Zygmunt uśmiechnął się.
– Dokończę tą kawę, jednak trzymając ją w dłoni.
– Chce pan powiedzieć, że szanuje pan moją pracę? – uśmiechała się do niego.
– Coś w tym rodzaju? – Zygmunt patrzył na jej miłą twarzyczkę. Starsza pani miała urodę ”wiecznie młodej”. Urok, z jakim toczyła z nim rozmowę, przybliżył ją do niego.
– To miłe z pana strony. – zamyśliła się. – Jest pan miłym młodym człowiekiem...miłym i inteligentnym. Nie jest pan zazdrosny? – zapytała go bardzo cicho.
– A o co? – zdziwił się. Zerknął po mieszkaniu. – Trochę tak, ale to w końcu państwa mieszkanie. – uśmiechnął się.
– Nie mówię o mieszkaniu. – dodała ciszej, głową wskazała łazienkę.
– Są dorośli, mogą robić, co tylko chcą? – skomentował.
– No nie zupełnie, co tylko chcą? – gospodyni popatrzyła na niego. – Czy pan rozumie, co znaczy powiedzenie, „umyć komuś plecy”?
– Tak. – pokiwał głową. – Wziąć gąbkę, mydło, namydlić, spłukać.
Gospodyni uśmiechnęła się serdecznie.
– Przepraszam, ale jest pan naiwny? – ciszej dodała. – Jako jej przyszły mąż, powinien pan wiedzieć, co oni tam robią w łazience?
– Słucham? – zdumiał się Zygmunt. Ciszej dodał. – Uważa pani, że mnie stać tylko na taką szkaradę, jak Władka?
– Nie rozumiem? Ona zwierzyła mi się, że jesteście narzeczonymi. – patrzyła na chłopaka, a on na nią takimi samymi oczyma.
Zygmunt chciał parsknąć śmiechem, ale powstrzymał się.
– Powiedziała mi, że przyjechaliście prosić syna na wesele.
– Brzydzę się jej dotykać, a co dopiero z nią żyć? – uśmiechał się, patrząc jej w oczy. – Ma wielkie mniemanie o sobie? – spojrzał na łazienkę. – Ale kto ją zechce? Ona tylko do tego nadaje się?
– Ale drogi panie, on jest żonaty? On nie może zadawać się z takimi? – była tak dumna ze swego syna.
– Czy wie pani, co oni robili, gdy wszedłem do pokoju? Trzymała rękę w jego majtkach. Potem oglądałem jego albumy, a on ją posuwał. Czy rozumie pani, co to znaczy posuwał?
Patrzyła na chłopaka drżącymi oczyma, powoli przesuwała wzrok ponad niego, aby nie spuścić go ze wstydem na podłogę.
– Więc miałam rację, co do niej? – broda jej zaczęła drżeć.
Z łazienki wyszła Władka. Gospodyni od razu uśmiechnęła się i poklepała Zygmunta po ramieniu.
– Dokończymy rozmowę innym razem? – odeszła w kierunku kuchni.
Władka podeszła do kolegi.
– O czym tak dyskutowaliście? – szepnęła, aby gospodyni nie usłyszała ich.
– W sumie, o niczym. – odpowiedział.
– Włącz muzykę, aby można swobodnie porozmawiać. – zaproponowała mu.
– Tak naprawdę, nie wiem gdzie, co? – rozłożył ręce.
Podeszła i włączyła radio.
– Jurek chce porozmawiać z tobą. – szepnęła do niego.
– Dobrze, jak wyjdzie porozmawiamy.
– Idź do łazienki, do niego.
– To nie kulturalnie. On kąpie się.
Władka zrobiła głupią minę. Podeszła do drzwi. Uchyliła je.
– Zawołaj go. – powiedziała do Jurka.
Ten wystawił głowę.
– Wejdź na chwilę. – poprosił kolegę.
Był w trakcie golenia.
Zygmunt stanął w drzwiach i zastanawiał się, czy ma wejść, czy zawrócić. Jurek stał nago przed lustrem i nie przerywał swego golenia.
– Mam założyć ręcznik? – zapytał od niechcenia. – Chyba nie krępuje cię nagi mężczyzna?
– Prawdę mówiąc, jesteś w swoim domu, więc czuj się, jak u siebie w domu.
Władka popychała za nim drzwi.– Wejdź dalej. Stań tu, chcę cię wiedzieć. Nie lubię rozmawiać z kimś, kogo nie widzę. Chyba nie krępuje cię moja nagość. – uśmiechnął się do kolegi.
– Czuj się po prostu, jak u siebie. Po co masz się krępować? – Zygmunt starał się czuć swobodnie. – Dla mnie nie jest to nic dziwnego męskie ciało. W „Zakładzie” kąpiemy się po dwudziestu w jednej łaźni. Jestem przyzwyczajony.
– To dobrze. Chcę porozmawiać z tobą jak z mężczyzną. Może tak krótko...chcę się rozwieść z Jadwigą. Chciałbym, abyś mi pomógł. – ciągnął. – Co ty na to?
Zygmunta zamurowało.
– Rozwieść się? – wpatrzył się w jego twarz. – Co ci strzeliło do głowy? – wytrzeszczył oczy.
Jurek spojrzał na niego.
– Widzisz, dlaczego chciałem, abyś stanął tu? Chciałem zobaczyć jak zareagujesz? I dobrze zareagowałeś? – posłał mu uśmiech.
Pomacał swą twarz i odłożył maszynkę. Sięgnął po ręcznik.
– Ty myjesz twarz po goleniu, czy tylko wycierasz?
– Myję. – odpowiedział krótko. – Ale to nie ma znaczenia.
– Dobrze. Więc ja też umyję.
Pochylił się i umył twarz. Stanął naprzeciwko niego i starannie wycierał policzki.
– Więc jak, pomożesz mi? Mogę być twoim przyjacielem, nawet przyjacielem? – dociekał.
– Chłopie, ale Jadwiga jest moją koleżanką, przyjaciółką ze szkolnych lat. – tłumaczył mu.
– I o to chodzi? Kochałeś się w niej w szkole i nadal się w niej kochasz. I to może być to czego szukam? Pretekst. Chcesz, będę twoim przyjacielem, dobrym przyjacielem.
Zarzucił mu ręcznik na szyję i przyciągnął ku sobie. Chciał go pocałować, ale Zygmunt szarpnął się. Jurek chwycił go za krocze.
– Zrobię ci, co zechcesz, ale i ty pomóż mi. – nalegał.
– Przestań. To nie jest wcale śmieszne. – odtrącił jego rękę.
Władka uchyliła lekko drzwi.
– Nie wchodź! – Jurek wrzasnął na nią.
– Poproś ją. – Zygmunt wskazał drzwi.
– Ona ma swoje zadanie. – patrzył na kolegę. – No dobrze, porozmawiamy jeszcze. Nie ważne. Chciałem cię poprosić o inną przysługę...podgolisz mi kark? – podał mu maszynkę.
Zygmunt przyłożył się do sprawy. Już ciągnął maszynką po jego szyi, gdy Jurek znów sięgnął do jego spodni. Bez wahania podał mu maszynkę.
– Z tyłu nie musisz być podgalany. Kark masz dobrze.
– Zaczekaj. Jaką chcesz cenę za pomoc? Powiedz coś? Mogę ci obciągnąć, jeśli chcesz, ale powiedz coś? – sięgnął znów do jego krocza.
Zygmunt zrobił zamach i sieknął Jurka w szczękę. Ten poleciał do tyłu. Chwytał się rękoma czegokolwiek, ale wszystko leciało na ziemię. Klapnął z wielkim rozmachem na klozet.
Władka chyba czekała na ten hałas pod drzwiami, bo od razu wparowała ze swym tekstem.
– O? Co ja widzę? – ale gdy zobaczyła to, co zobaczyła, od razu zmieniła tekst. – Coś ty zrobi? Przecież to jego dom? W swoim domu...
– Zamknij się! – warknął na nią Jurek. – Won mi stąd.
– Wynoś się. – Władka chciała być władczynią łazienki. – Jazda stąd. – powiedziała do Zygmunta.
– Ty też. Won mi z domu. – odezwał się, krzywiąc się. Wstał, ale ze skrzywioną miną. Dupsko bolało go.
– Wielki książę dostał klapsa? Jakie było twoje zadanie, nakrycie nas? – zapytał Władkę.
Zygmunt uśmiechał się patrząc na utykającego golasa.
Władka poczerwieniała.
– Trudno wtajemniczę cię w sprawę. Jurek chce rozwieść się z Jadzią. Wiem, że ty masz jakieś zadanie?
Władka zdziwiła się.
– Pierwsze słyszę?
– Moim zadaniem, ma być stworzenie pretekstu. Twoim chyba, potwierdzenie tego? – uśmiechnął się do Władki. – Kochani, szczegóły takich spraw, omawia się przy stole, przy butelce, przy kawie, nie w łazience, ani w kiblu? Jestem otwarty, skoro tak tego pragniesz, na rozmowę. Chyba, że życzysz sobie, abym sobie poszedł. Na odpowiedz, czekam przy stole.
– Zatrzymaj go. – powiedziała dziewczyna.
– Mam sobie pójść? – zapytał.
– Zaczekaj przy stole. – powiedział Jurek. Otarł krew z ust. – Skaleczyłeś mnie?
– Zaciąłeś się przy goleniu. – stwierdził Zygmunt.
– Ty wandalu. Nie mogłem przy goleniu. – odpowiedział mu.
– Przecież goliłeś się. – stwierdził Zygmunt.
– Goliłem się maszynką bez żyletki.
– Aha? – i od razu pomyślał. – Chciałeś, abym patrzył się na ciebie i jarał się? – patrzył na niego chwilę i uśmiechnął się. – Sprytnie to sobie obmyśliłeś? Skąd tylko ta myśl, że zachwycę się tobą?
Najpierw wyszedł Zygmunt, po chwili za nim Władka, na końcu Jurek z ręcznikiem na biodrach. Podszedł do Władki.
– Chodź. Pokażę ci, z czego zrobisz kanapki. – i zwrócił się do Zygmunta. – A może wolisz Koniaczek, albo winko?
– A co proponujesz? Na razie mam kawę. Zimną, ale kawę.
Władka pochyliła się do Zygmunta.
– Przed starą udajemy parę narzeczonych. – szepnęła.
– Takie szczegóły, dopracowuje się wcześniej. – rzucił jej.
– Dobrze. Chodź, pokażę ci? – poprowadził Władkę za rękę.
– Ubierz się. – skarciła go matka. – Nie przystoi, tak przy gościach w negliżu?
– Mamuś, oni są moimi przyjaciółmi. – odpowiedz była krótka.
– Przyjaciele nie wchodzą do łazienki, gdy kąpiesz się? – oburzyła się matka. Usiadła przy tremo, pomiędzy kuchnią a stołowym.
– Mamuś, przed nimi nie mam tajemnic.
– Jak długo znasz pana Zygmunta?
– To kolega z wojska, rozumiesz to? – oburzył się na matkę. – Przestań, bo przestanę mówić mamuś? – ostrzegł ją.
– Twoje, mamuś, już mnie wkurza. – oburzyła się gospodyni. – Jesteś dorosły, a zachowujesz się jak dzieciak? Panie Zygmuncie, jak dobrze orientuję się, jest pan kolegą Jadzi? Czy tak?
– Tak. Proszę pani. Chodziliśmy razem z Jadzią do szkoły, oczywiście podstawowej? – wyjaśnił jej.
– Czy dobrze słyszysz mój synu? – była zadowolona.
– On chce tylko być grzecznym dla ciebie. Taki on już jest. – zostawił matkę i podchodził do kolegi.
– Twoja mama ma rację. – uprzedził go Zygmunt.
– Przestań. – szepnął. – Ona chce zburzyć wszystko to, co już zbudowałem.
Do chłopaków podeszła Władka.
– Może zaproponuj mu działkę. – powiedziała do Jurka.
– O co chodzi? – zdziwił się Zygmunt.
– Ona ma rację, może skoczymy na działkę? – zaproponował Jurek.
– Działkę? Ale dzisiaj jest niedziela? Wychowano mnie tak, że w niedziele nie pracuje się?
– Dobry jesteś. – uśmiechnął się Jurek. – Chodzi o spędzenie niedzieli na działce. Weźmiemy buteleczkę, jakieś winko, coś na ząb?
– Rozumiem. – przyznał się Zygmunt. – Jak chcecie?
– Jak ty chcesz? Widzisz, matka nie przepada za nią? – wyjaśnił Jurek. – Chciałaś się podmyć? – poprowadził ją do łazienki. – Mamuś, tylko nie rób awantur. Władzia musi umyć sobie głowę. – zamknął za nią drzwi.
– Przykro mi, ale wybieram się do koleżanki. Muszę skorzystać z łazienki.
– Przykro mi, ale już za późno? – skomentował Jurek.
– Takie szmaty jak ona, mogą płukać się we Wiśle. Będę brzydziła się korzystać z własnej łazienki. – oburzała się gospodyni.
– Mamuś, goście są w domu?
– Pan Zygmunt wybaczy mi to. I kogo ty nazywasz gośćmi, takie szmaty jak ona? – matka nie ukrywała swego oburzenia.
– Nie zważaj na nią? – poprosił Jurek.
Podszedł i włączył radio.
– Jeżeli już ma grać radio, włącz mi pierwszy program. – skomentowała matka. – Nie muszę słuchać waszej rozmowy. – doleciało chłopaków z głębi pokoju.
Jurek uśmiechnął się do kolegi. Postawił na stole „Kasprzaka”.
– Posłuchamy trochę muzyki. – dodał z uśmiechem.
Po chwili popłynęła rockowa muzyka. Zygmunt nie lubił rocka. Wyłączył to.
– Czy masz do niego mikrofon?
– Znajdzie się. – Jurek wpatrywał się w chłopaka.
Sięgnął do wnętrza magnetofonu. Podłączyli przewód.
– Dlaczego sprzeciwiasz się matce? Prosiła pierwszy program? – poprzez uśmiech zapytał Zygmunt.
Jurek nawet nie zauważył, że Zygmunt włączył nagrywanie, Zygmunt z kolei chciał zrobić mu psikusa.
– Jest południe, może ma jakiś swój program w radiu? – dodał Zygmunt.
Jurek pochylił się do jego ucha.
– Dlatego samego, co ona mnie. – stuknął go w rozporek.
– Czy nie za często stukasz mnie po jajach? Może to ci wejść w nawyk? – chciał zawstydzić go.
– Nie wiesz, po co mężczyzna stuka mężczyznę w egitalia?
– Może i wiem, ale staje się to niesmaczne.
– Czy jesteś prawiczkiem? – zdziwił się.
– A do czego ci to potrzebne?
– No dobrze... porozmawiajmy na temat Władzi. Posuwasz ją z trochę? – z uśmiechem patrzył na Zygmunta.
– Władka nie jest w moim typie. O ile dobrze pamiętam, chciałeś porozmawiać ze mną, na temat swego rozwodu.
– Co mi zaproponujesz?
– Mam pewien pomysł. Myślę, że spodoba ci się? Magnetofon. – wskazał palcem instrument. – Czy nie pomyślałeś nigdy, aby wykorzystać go?
– Ciekawe? – słuchał z wielkim zaciekawieniem.
– Skoro tak bardzo chcesz rozwieść się, czy to ważne, jakie będą dowody, sfabrykowane, czy prawdziwe? – Zygmunt na wszelki przypadek ściszył swój głos.
– Co proponujesz? – powtórzył.
– Na przykład takie pytanie, jak przed chwilą, czy posuwasz Władkę? Nagrać możesz jeszcze raz, zmieniając imię na, Jadzię. – wyjaśniał mu.
– Ty masz pomysł! – ucieszył się.
– Aby to wyglądało na rzecz naturalną, musi być ustawiony w pewnej odległości. – objaśnił Zygmunt.
– Twoje pomysły podobają mi się. – pochwalił go. – Z resztą nie tylko pomysły. Ty też podobasz mi się. – posłał mu uśmiech.
Przybliżył się do Zygmunta.
– Mam ochotę obciągnąć ci.
– Porozmawiamy o tym później. – uspokoił go Zygmunt.
– Czy to już się nagrywa? – wskazał palcem.
– Tak. Próba mikrofonu. – poinformował go.
– Skasuj to. Nie chcę, aby takie zwierzenia były na taśmie.
– Zaczekaj, przecież i tak musisz przegrać to wszystko na inną taśmę, tylko z takim tekstem jakim będziesz chciał.
– Skasuj to, skasuj. – pomachał ręką.
– Zaczekaj. – powstrzymał go. – Wstydzisz się tego, że chcesz mi obciągnąć? A jak ja mam się czuć, gdy chcesz, abym mówił źle o Jadzi?
– To co innego. – schylił głowę. – No dobrze i tak to skasuję. W porządku.
– Myślałem, że jesteś większym bohaterem? Chodzisz z kutasem na wierzchu, na dodatek, jak powiedziała matka, przy gościach, a wstydzisz się powiedzenia do mikrofonu, że tak naprawdę chcesz mi obciągnąć?
– Dobrze. Mówmy sobie co chcemy i tak wybiorę tylko te teksty, które ja będę uważał za słuszne?
– Nareszcie? – westchnął Zygmunt. – Czy mogę jako pierwszy zadać ci pytanie, dlaczego chcesz rozwieść się z Jadzią?
– Znudziła mi się. – uśmiechnął się.
– No tak, przyznaję, to dostateczny powód.
– Wystarczający. – uśmiechnął się Jurek.
– Zanim wyciągnąłeś magnetofon, mówiłeś, że posuwasz Władkę. Czy możesz to powtórzyć?
– Tak, posuwam ją, ale nie chcę tego na magnetofonie. To akurat nie będzie mi potrzebne do rozwodu? O tym nikt nie może wiedzieć? Skasujesz to?
– Masz to jak w banku.
– Dlaczego ty nie posuwasz Władzi?
– Czy nie widzisz, jak ona jest brzydka i paskudna?
– I co z tego? Czy wiesz jak ona się jebie? Czy wiesz jak pięknie ciągnie druta? Och, Zygmunt? – oparł się aż o jego ramię.
– Od jak dawna ją posuwasz? Skoro już to powiedziałeś?
Zagłębił się w myślach.
– Chyba, od kiedy poznałem Jadzię? Przyjeżdżały czasami razem. Z jedną chodziłem, drugą posuwałem. Jedna nie wiedziała, co robi druga.
Z łazienki wyszła Władka.
– Zrobimy jej niespodziankę? – uśmiechnął się Zygmunt. Kiwnął jej głową.
– Co się stało? – zdziwiła się.
– Chcesz posłuchać? – cofnął taśmę.
– Znam te piosenki, jedna po drugiej. – machnęła ręką.
– Tych na pewno nie znasz. – Zygmunt puścił magnetofon.
–...z Jadzią? – poleciał z magnetofonu głos Zygmunta.
– To mój głos? Za skarby świata nie rozpoznałbym go, gdybym nie znał tekstu? – ucieszył się Zygmunt.
– Cii... – uspokoiła go Władka.
–...znudziła mi się. – popłynął głos Jurka. – No tak, przyznaję, to dostateczny powód. – Wystarczający...
– O czym rozmawiacie? – wtrąciła się Władka.
– Słuchaj. Dowiesz się. – uspokoił ją Zygmunt.
Słuchali dalej bez zbędnych komentarzy. W pewnej chwili Władka zrobiła jeszcze większe oczy.
– Ale chamy? – patrzyła na jednego, to na drugiego. – Ale wy jesteście chamscy? – Władka była czerwona jak sztandar radziecki. Kręciła głową z niedowierzania.
Zygmunt wyzerował licznik i przerzucił na inną ścieżkę. Włączył nagrywanie.
– Dobra Zygmunt, skasuj to. – zaproponował Jurek.
– Już zrobione. Było wyzerowane. Dlatego tak szybko. – nie był pewien, czy kapnęli się, że ich oszukuje.
– Ale wy jesteście skurwysyny. Bo tylko tak można o was powiedzieć? – skomentowała.
– Tak? Co ty powiesz? – podniecił się Zygmunt.
– A jak można o tobie powiedzieć? I o którym z nas, chciałabyś tak powiedzieć, o mnie, czy o Jurku?
– Jesteście chamy.
– A kim ty jesteś? Jak ciebie nazwać? Jurka szanuję, chociaż może nie zasługuje na to, ale wiesz, za co? Że jest odważnym i otwartym facetem? Chce się rozwieść z Jadzią, to jego rzecz. Miał na tyle odwagi i jak to my mówimy, jaja, aby powiedzieć, Zygmunt chcę, abyś stworzył pretekst. Nie wiem jeszcze, jak to zrobić, ale dlatego nagrywamy niektóre teksty, aby mógł sobie wybrać, co będzie chciał?
– Mnie proszę nie nagrywać. – ostrzegła ich.
– A ty nas nazywasz chamy? Odpowiedz, kim ty jesteś? Jak myślisz, czy Zygmunt jest aż na tyle ciemny, że nie wie, że gdy oglądał zdjęcia w albumach, on ciebie jebał jak kotkę? On wcale nie musiał mówić, że cię posuwa. Obejrzałem aż cztery albumy zdjęć, zanim skończył. Jak nazwiesz siebie? Kurwą? Może masz jakieś inne powiedzonko?
– Pożałujesz tego, ostrzegam cię, pożałujesz tego? – ręce dziewczynie opadły.
– Jurek, czy ty rozumiesz tą sytuację? – roześmiał się Zygmunt.
– Dajcie spokój. Uspokójcie się. – chciał ich pogodzić. – Proszę was, pogódźcie się?
– Ja nie gniewam się na nią? Ty nie powiedziałeś, że mnie posuwasz, tylko, że ją posuwasz. – wyjaśnił mu. – Nie rozumiem, dlaczego dąsa się na mnie? – posłał mu uśmiech. – Zgoda? – wyciągnął ku dziewczynie rękę.
Jurek zmusił ją, aby podała mu dłoń.
– Jurek chce coś mieć na Jadwigę, jako pretekst do rozwodu...powinien wziąć ciebie? Przecież to ciebie posuwa przy każdej okazji? Ale on chce, abym ja stał się jego powodem, dobrze stanę się.
Patrzyli przez chwilę na siebie. Zygmunt nie chciał, aby panowała długa przerwa, bo może ktoś usłyszeć szum taśmy, więc zaczął.
– Już jadąc tu wiedziałaś, po co jedziesz? Dlaczego od razu nie naświetliłaś mi sprawy? Udawałaś wielką przyjaciółkę Jurka, potem Jadwigi, bo chwytałem cię na kłamstwach. Czy wiesz, dlaczego nikt nie chce z tobą przyjaźnić się? Jesteś po prostu kurwą, mało tego szują... przepraszam, zapędziłem się. Przepraszam cię i to bardzo. Nie gniewaj się na mnie. Jeszcze raz przepraszam cię. Ty Jurek, chcesz mieć, co? Jakiś tekst, zwierzenia, co? Może coś takiego? Jadwiga, jako koleżanka, jest mi bardzo bliska, szanuję ją i cenię. Jako koleżankę z lat szkolnych i przyjaciółkę zarazem, szanuję i to bardzo, lubię ją i nie będę się wcale wstydził, gdy powiem, że jako koleżankę i przyjaciółkę kocham. Tak, kocham swoje koleżanki i przyjaciółki. Lubię je i szanuję. – popatrzył na nich. – W tej chwili mówię prawdę i to, co czuję. Ty, możesz z tych słów zmontować wspaniały tekst, taki, jaki tylko zechcesz? Myślę, że się rozumiemy? Coś jeszcze?
Jurek uśmiechnął się do Zygmunta.
– Brawo! Dobrze powiedziane. – był zadowolony. – Padło kilka słów, które można będzie wykorzystać. Odpowiednio poprzestawiam je. Powiedz jeszcze, że posuwasz jakąś dziewczynę? Może jakąś o imieniu Jadwiga?
Zygmunt chwilę pomyślał.
– Zadaj konkretnie pytanie. Przecież twoje słowa tam też muszą być?
– Czy posuwałeś Jadzię?
– Nie.
– Czy posuwałeś ją? – wskazał Władkę.
– Nie. – Zygmunt uśmiechał się. – Jeżeli chcesz, aby padło teraz słowo „tak”, zadaj jakieś pytanie na „tak”.
– Czy podobam ci się? – spoważniał.
Zygmunt parsknął śmiechem.
– Zaskoczę cię, jako mężczyzna, tak... jako kolega, też tak. – rozbawiło go to pytanie.
– Mówisz poważnie, czy tylko sobie żartujesz? – zdziwił się Jurek.
– Czy chcesz prawdziwej odpowiedzi, czy udawanej? – zdziwił się Zygmunt.
– Żeby, chociaż zabrzmiało prawdziwie? – speszył się.
– A więc, to było prawdziwe. Dlaczego? Jesteś mężem mojej serdecznej koleżanki, to pierwszy powód, abym cię polubił. Nie wierzę, że kiedykolwiek rozwiedziecie się? Dlaczego? Ona jest piękna, ty jesteś przystojnym facetem, szukasz pretekstu, sam nie wiesz gdzie i jakiego? Myślę, że nie wiesz sam, czego chcesz? I to nie jest pretekst do rozwodu, ale pretekst do długiego i pięknego życia. Zachowujesz się, jak rozkapryszone dziecko, któremu ktoś dał klapsa, zamiast cukierka.
Popatrzył na nich.
– Przykro mi, ale nie mogę ci dać pretekstu do rozwodu. Musisz go sobie prefabrykować, musisz fałszować dane. Co prawda, w lipcu wyjeżdżam do Czechosłowacji. Możesz, jeśli tylko zechcesz, wszystko zwalić na mnie. Ale ostrzegam, powiem o tym Jadwidze, że chciałeś mnie przekupić. – odwrócił się do Władki. – O tobie też powiem jej, będziesz miała o jednego wroga więcej.
– Jurek, weźmy go na działkę. Tam będzie nasz, mówię ci. – Władka niepokoiła się.
– A co to za czarodziejskie miejsce, ta działka? – zdziwił się Zygmunt.
Jurek popatrzył na matkę pindrzącą się przy tremo.
– Stara gdzieś wychodzi, może wcale nie będziemy musieli korzystać z działki? – szepnął do nich. – Mamuś, gdzie ty się tak pindrzysz? Wychodzisz gdzieś? – zawołał do niej.
– O! Wreszcie zauważyłeś, że matka w tym domu istnieje? – ucieszyła się. – Gdzie się, co robię, pindrzę? A skąd ty takie słownictwo dorwałeś? – roześmiała się.
– No dobrze, gdzie się tak szykujesz? – poprawił się.
– A co myślisz, że twoja matka nie może wyglądać, jak kobieta? Ale skoro pytasz, odpowiem ci. Umówiłam się z koleżanką. Wystarczy?
– Masz prawo wyjść. Brawo. A kiedy wychodzisz?
– A tego ci już nie mogę powiedzieć. Dlaczego pytasz?
– Nic, tak sobie? – i zwrócił się do swych gości. – Jednak działka.
– Nie odpowiedziałeś mi na pytanie? – doleciało ich.
– Wybieram się z przyjaciółmi na działkę. – odpowiedział jej.
Matka zaśmiała się.
– Co w tym takiego śmiesznego, mamuś? – był zaskoczony.
– Bo właśnie ja jestem umówiona z koleżanką na działce. – śmiała się nieco sztucznie.
– Tym lepiej, w takim razie zostajemy w domu. Widzisz, jak potrafię się z tobą dogadać?
Matka znów uderzyła śmiechem.
– Nie myślisz chyba, że ja już z domu wychodzę?
Jurek zgrzytnął zębami. Skierował się w kierunku kuchni.
– Już po południu, założyłbyś coś na siebie, czy wiesz jak wyglądasz? – strofowała go matka.
– To moi przyjaciele. Przed nimi nie czuję wstydu. Oni nie wstydzą się mnie. – był lekko podenerwowany.
– Spójrz tylko, jak ty wyglądasz? – jeszcze raz syknęła mu.
– Klucz od działki, jest teraz w moich rękach. – podrzucił go, aby pokazać jej, że jest w posiadaniu go.
– To o niczym nie świadczy?
– Gdybyś zechciała pojawić się na działce...– kpiąco uśmiechnął się. –...możesz rozczarować się? Chyba, że twoja koleżanka, zechce nam potowarzyszyć? Będzie alkohol, zapraszamy. Niech weźmie ze sobą bikini, albo niech nic nie bierze, może będzie lepiej? Zrobi nam striptiz. Chociaż nie wiem, czy ktoś będzie chciał na nią patrzeć?
Przeszedł majestatycznie obok gości.
– Czy wstydzicie się mnie? – zdarł z siebie ręcznik.
Zrobił obrót, ale chyba nikt nie zerknął na niego, zrobił to zbyt szybko i bez uprzedzenia. Poszedł dalej nie zatrzymując się.
– Widzisz mamuś, moi przyjaciele nie wstydzą się mnie. – zawołał prawie już spod drzwi.
Władka podążyła zaraz za nim. Znikła prawie za drzwiami, gdy w magnetofonie taśma zaczęła trzaskać wolnym końcem o części magnetofonu.
Szybko wyłączył go. Przerzucił taśmę z miejsca na miejsce, nawinął na pustą szpulę i włączył nagrywanie, gdy ktoś otworzył drzwi. Stanął na swoim miejscu. Podniósł filiżankę do ust. Udawał, że pije z niej.
Pierwsza podeszła Władka. Za nią, już w spodniach, ale bez góry podszedł Jurek.
– To co, jedziesz z nami na działkę? – szepcząc, pochyliła się ku koledze.
Zygmunt patrzył na Jurka, co tamten ma do powiedzenia? Ale Jurek czekał na odpowiedz. Zygmunt zrobił krok w jego stronę. Pochylił się do jego ucha.
– Zrób nieco głośniej radio, abyśmy mogli swobodnie rozmawiać? – poprosił go.
Ale Jurek, miał co innego w głowie. Któryś raz z kolei złapał go za krocze, ale tym razem mocniej. Zygmunt cofnął się zadkiem, ale Jurek przejechał go językiem po policzku.
– Świntuch. – oparł rękę o jego piersi i odsunął go. – Straszny świntuch. – zaczął wycierać sobie policzek.
– Coś za coś. – stwierdził Jurek.
Z uśmiechem na twarzy podszedł do regału i nieco pogłosił radio. Spojrzał na gości. Kiwnęli głowami, że wystarczająco.
Zygmunt ukradkiem zerknął na magnetofon, czy czasem nie będzie dla mikrofonu zbyt głośno, ale nie miał innego wyjścia.
– Chyba teraz możemy rozmawiać swobodnie? – zapytał Jurka.
Jurek spojrzał na matkę.
– Będzie zmuszona zmienić swój posterunek. Ale tu w pobliżu, nie ma nic, z czego mogłaby korzystać? – uśmiechnął się. – Oczywiście... będzie chodziła do kuchni i z powrotem, aby co chwila zerkać na nas? To żandarm? – patrzył w jej stronę.
– Dobrze, rozmawiaj teraz z nami? – ponaglił go Zygmunt.
– Mów. Cały czas cię słucham. Twoje pomysły są genialne? – pochwalił kolegę.
– Co chcecie robić na działce? – zaciekawiło go.
Jurek spojrzał na Władkę.
– To, co się robi we trójkę, trójkąty? – uśmiechnął się.
– Nie rozumiem? – zadziwił się Zygmunt.
– Jest stara? – Władka spojrzała na gospodarza.
Jurek zerknął za jej plecy.
– Nie, jest w kuchni. – odpowiedział jej.
Podeszła do Jurka i zaczęła go całować. Ręką chwyciła go za przyrodzenie.
– To będziemy robić. Już teraz wiesz? – odpowiedział mu.
– No dobrze, wy to... wy będziecie się pieprzyć, a ja, co, mam stać i patrzeć się na to? – chciał, aby jak najwięcej nagrało się.
– Po prostu, przyłączysz się do nas, w odpowiednim czasie. – wyjaśnił mu.
– W odpowiednim, to znaczy w jakim? – nalegał.
– Czy ty nigdy nie oglądałeś zdjęć porno? Nie widziałeś w moim albumie, na czym polega trójkąt? – zdziwił się Jurek.
– Chodzi o seks w trójkącie? – Zygmunt odkrył Amerykę. – Mh? Coś mi zaczyna świtać?
Zerknął, jak Władka jeszcze międliła krocze Jurka. Gdy spostrzegła, że patrzy się, przejechała ręką po piersi Jurka. Wargami sięgnęła do jego sutka.
– Widzisz, jak ona to robi? Przyjrzyj się. To mnie podnieca. – szeptał.
– Ale ona jest dziewczyną, ja jestem mężczyzną? – stwierdził Zygmunt.
– W trójkątach, nie ma takich podziałów. – wyjaśniał mu Jurek.
– Jaka będzie tam moja rola? Słuchajcie, jeżeli mam tam być, wyjaśnijcie mi, co i kiedy należałoby robić? Nie chciałbym, narobić sobie bardachi? – był zaciekawiony.
Władka odeszła od Jurka i zaczęła, to samo, z nim. Wzbraniał się.
– Czy ty jesteś prawiczkiem? – zdziwił się Jurek, patrząc, jak uchyla się przed ręką Władki.
– To znaczy się, czy jestem praworęczny? – zdziwił się, albo udawał zdziwionego.
– Czy jesteś cnotliwy? O to chodzi? – nie wytrzymała Władka.
– A po co wam to? Co to was obchodzi? – a gdy patrzyli na niego zdziwieni, dodał. – Powiedzmy, że nie i co dalej?
– Więc nie udawaj cnotliwego, to do niczego nie prowadzi? – dodała Władka.
– Coraz bardziej podobasz mi się. – stwierdził Jurek. – Jedzmy już na tą cholerną działkę. – pochylił się do Zygmunta. – Czy obciągał ci już ktoś?
– A co to was obchodzi? Takich rzeczy nie powinno się zdradzać? To przecież jest sekret? – nie chciał się zdradzić.
– Umiesz dotrzymywać tajemnic? To świetnie? Jesteście gotowi na działkę? – chciał zakończyć.
– Chwileczkę. – powstrzymał ich Zygmunt. – Jaki macie plan, co do działki, jaki scenariusz, co tam mamy robić? Wyjaśnijcie mi?
– Ja ci to pokażę. – Władka wzięła go za krocze. – Tylko bądź mężczyzną. – szepnęła, gdy chciał uchylić się. – Przecież nie urwę ci jaj, nie urwę ci kutasa? Chcę ci to pokazać.
Do Władki dołączył się Jurek, też wziął go za jaja.
– Mówiąc tak między nami. – pochylił się do ucha Zygmunta. – Nie mogę się już doczekać.
Zygmunt był rozkojarzony. Zerkał co chwila na Władkę.
– Czy ona cię krępuje? – zapytał Jurek. – Nie możesz wstydzić się jej. Nie możesz wstydzić się mnie. Nie możesz wstydzić się, ani jej ręki, ani mojej. Jeżeli masz ochotę weź ją za pierś, weź ją za piczkę, weź mnie za kutasa. – mamrotał Jurek.
– Przestańcie, to do niczego nas nie zaprowadzi?
– Nie wstydź się? – powiedziała do Zygmunta.
Władka położyła rękę na piersi Jerzego. Pogładziła ją i przesunęła rękę w dół. Jurek wciągnął brzuch i ręka jej wpadła mu do spodni.
– Ach, ona robi to wspaniale. – aż uniósł głowę ku górze.
– Trzymam go za kutasa. – wyjaśniła koledze. – Teraz ty, śmiało.
Wzięła Zygmunta za rękę.
– Przestań Władka. To mnie krępuje. – szarpał się z dziewczyną.
– Jurek uwielbia, gdy gładzi się go po klacie. – bardziej podniecała się Władka niż Zygmunt. – Pieść go.
– Władka, przestań. To krępuje mnie. Ja jestem chłopakiem. – protestował.
– Ona ma rację. – wtrącił się Jurek. – Spróbuj... jakie to przyjemne, możesz zobaczyć tylko w jeden sposób, wziąć go w rękę. – upierał się.
– Ja jestem chłopakiem. Od kiedy zacząłem sam sikać, kilkanaście razy trzymam go w ręce. Ja wiem, jak to jest, trzymać go w ręce? – Zygmunt upierał się przy swoim.
– Proszę cię, włóż tam rękę. Zaraz pojedziemy na działkę, zrobię ci tam to, o czym ci się nie śniło? – Jurek był w niebo wzięty z rozkoszy.
– Dobrze, zgoda, ale o nic więcej mnie nie proście. – wreszcie uległ ich namowom. – Jak mam to zrobić?
– Pogładź mnie ręką po piersi. Uwielbiam to. – Jurek wyraźnie był podniecony. – Nie mów tylko, że nie podoba ci się taka klata?
– Klata jak klata? I co dalej? – był rozweselony sytuacją, wsadził palce pomiędzy jego włosy.
Jurek wziął jedną ręką za spodnie, a drugą za rękę Zygmunta i wepchnął ją w spodnie.
– Chwyć go, ściśnij. Ou. – jęczał wprost.
–Tylko nie zlej się? – zaśmiał się Zygmunt.
– Och, jestem taki podniecony? Jedzmy na działkę. – szeptał.
Władka podsunęła się do Jurka.
– Czy jest nasz? – zapytała go.
– Och, jest mój. – odpowiedział jej, ale chyba nie był świadom, co mówi?
– No dobrze, a teraz zdradźcie mi, co będziemy robić na działce? – Zygmunta ta sytuacja wyraźnie bawiła. – Po co tam właściwie jedziemy? Co bierzemy ze sobą?
– Powiem ci, jak to będzie mniej więcej wyglądać? – zaczął Jurek. – Weźmiemy jakąś buteleczkę, będzie weselej, skoro tak chcesz? Najpierw ja obciągnę ci druta, potem obciągnie ci Władzia. Później Władzia obciągnie mi druta, potem, jeżeli będziesz chciał zrobisz to ty. Jeżeli nie zechcesz, nie ma sprawy? Następnie ja, albo ja z tobą, jeżeli zechcesz, wyliżemy Władzi pizdeczkę, aż Władzia znajdzie się w siódmym niebie. I będziemy to powtarzać tak długo, aż jaja spuchną nam jak balony, albo języki staną nam kołkiem. Będziemy to robić, robić i robić, aż do znudzenia, albo aż porzygamy się. Co ty na to? – uśmiechnął się od ucha do ucha prawie.
– Co ty na to Władka? – zapytał ją Zygmunt.
– Władzia do ruchania jest zawsze pierwsza. – Jurek uśmiechnął się. – Do obciągania też.
– Zgadzam się. – odpowiedziała Zygmuntowi.
Patrzył na nią z politowaniem.
– To chciałeś usłyszeć? – dodała.
– Padła propozycja, dlatego pytam? Ty zgadzasz się? Teraz, co do obciągania? Mamy sobie obciągać druta, czyli krótko mówiąc, stać się pedałami? Jest jeden problem, nie jestem pedałem i co teraz? Wszystko daje w łeb?
– Nie mówi się pedałem? – przerwał mu Jurek. – Ładniej brzmi „przyjacielem”. Poprawię cię, nie jesteś „przyjacielem”. Trudno, przebolejemy to. Władzia też nie jest kurwą? Ona tylko rucha się ze mną? Nie martw się, nauczymy cię wszystkiego. Coraz bardziej podobasz mi się. No, więc jak, jedziesz z nami?
– To jest temat do dyskusji, ale zaraz powiesz, że nie ma czasu? – zastanawiał się Zygmunt.
– Zgadłeś. Czas to pieniądz. – ponaglił go.
– Jest teraz za dziesięć druga. O której możemy wyjechać i o której możemy być na działce? – rzucił wzrokiem na stół, ale magnetofon jeszcze chodził.
– Możemy zaraz wyjechać. – odpowiedziała za Jurka Władka.
– Ty? – Zygmunt wskazał palcem Jurka. – Twoje zdanie?
– Oczywiście, że zaraz? – przytaknął Jurek.
– Chwileczkę. Posłuchajcie mnie. Skoro mam pojechać z wami i stanie się to, co może się stać, chcę wiedzieć coś więcej o was? – rzucił im Zygmunt. – Na przykład? Musisz powiedzieć mi i to bez ogródków, czy tak naprawdę Jurek posuwa cię, inaczej, czy on tak naprawdę rucha cię?
– Ale do czego ci to? – zdziwiła się Władka.
– Mów, jak on chce? – ponaglił ją Jurek.
– Tak, Jurek posuwa mnie, albo jak chcesz, rucha mnie. Ulżyło ci? – Władka odwróciła się zaczerwieniona.
– A teraz ty? – Zygmunt chciał zadać Jurkowi pytanie, ale ten już pospieszył z odpowiedzią.
– Tak, posuwam ją, przecież odpowiedziała ci?
– Wolnego, nie o to chciałem ciebie zapytać? Czy ty obciągasz chłopakom? – patrzył mu prosto w oczy.
– O? Takiego pytania nie spodziewałem się? – był zaskoczony.
– Skoro otwieramy się przed sobą, żądam odpowiedzi? Skoro masz być moim przyjacielem, a ja twoim, muszę wiedzieć coś o tobie? – Zygmunt wlepił w niego oczy.
Jurek patrzył na Władkę.
– Tak, obciągam... oczywiście, gdy nadarzy się okazja? – poczuł pewne zażenowanie.
– Jak często nadarza się okazja? – Zygmunt nie dawał za wygrane.
– Zostaw mi trochę prywatności? – Jurek uśmiechnął się. – Może tak teraz ciebie zapytamy, miałeś już kiedykolwiek dziewczynę? – Jurek odbił piłeczkę.
– Odpowiem krótko, nie jestem już cnotliwym. – uśmiechnął się. – Proszę następny zestaw pytań.
– Obciągałeś już?
– Nie, to będzie mój debiut.
– Obciągał ktoś tobie?
– Tak, wolę nie mówić, kto?
– Jednak zapytam, kto?
Zygmunt uśmiechnął się.
– Zdziwisz się, faceci. Koniec pytań. Reszta to prywatność.
– A jednak zadziwiłeś mnie? – Jurek uśmiechnął się. – Myślałem, że większa cnotka z ciebie.
– Pozory mylą. Mieszkam w hotelu, kochany. Nic, co ludzkie, nie jest mi obce. Bynajmniej do tego dążę. – szpanował Zygmunt.
– Czułem, wiedziałem, że mi się spodobasz. – Jurek wygadywał głupoty.
– To, co, zbieramy się? – zapytał ich Zygmunt. – Jest już dwadzieścia po drugiej?
– Tak, zbierajmy się, czas ucieka. – pogonił ich Jurek.
– Czy sprzątnąć ci magnetofon? – zapytał Jurka.
Podniósł pokrywę, wyzerował licznik i wyłączył nagrywanie.
– Niech stoi na stole. Wrócę, to sobie sprzątnę. – Jurek skierował się do pokoju.
Zygmunt strzelił pokrętłem, Władka spojrzała na niego.
– Ty nagrywałeś to wszystko? – zdziwiła się.
Jurek zawrócił.
– Co takiego? Nagrywałeś te głupoty? – był też zdziwiony.
– Przestańcie panikować. Magnetofon stał na „Pauzie”, dlatego strzelił. Tak Władka, nagrywałem to wszystko, żeby cię szantażować. – roześmiał się do niej.
– Włącz go na chwilę. – powiedział Jurek.
– Nie wierzysz w to, co mówię? – Zygmunt udał ogromnie zadziwionego i ciszej dodał. – To chcesz, abym był twoim przyjacielem. Chcesz włożyć mi w usta swego kutasa i nie będziesz się bał, że ci go ugryzę, a boisz się, że mogłem coś nagrać? Przyjdziesz, to sprawdzisz sobie? Dobrze, już włączam.
Zygmunt chciał odpiąć pokrywę.
– Dobrze. Przestań. – uspokoił ich Jurek. – Ty Władzia też nie panikuj. Jak w razie coś nagrało się, wrócę wszystko skasuję.
– Jurek, zerknij na licznik, jest na zerze.
– Przestań, wierzę ci. – dał dowód swej przyjaźni.
– Schować go, czy niech stoi na stole? – już nieco ochłonięty zapytał jeszcze raz.
– Zostaw go, wrócę, to zrobię sobie porządek. – Jurek znikł za drzwiami pokoju.
Zygmunt z serdecznym uśmieszkiem spojrzał na Władkę.
– Straszne się czegoś boisz? – posłał jej uśmieszek. – Chyba masz nieczyste sumienie, a sumienie, powinno się, co jakiś czas myć. – parsknął śmiechem. – Narzeczona?!
Z pokoju wyszedł Jurek.
– Co wam tak wesoło? – też uśmiechnął się.
– Lepiej, gdy jest wesoło, niż smutno. Mówię do niej, narzeczona. – odpowiedział koledze. – Przepraszamy za najście! – zawołał w kierunku, gdzie mogła przebywać gospodyni. – Co złego, zabieramy ze sobą! Do widzenia pani!
Byli już na korytarzu, gdy Zygmunt zaczął macać się po kieszeniach.
– Zaczekajcie chwilkę. Zostawiłem na stole papierosy. – już był gotów wrócić się.
– Poczekaj, ja wrócę się. – zaoferował się Jurek.
– Przestań! – powstrzymał go Zygmunt. – Jeszcze matka pomyśli, że ją sprawdzasz, albo kontrolujesz? Moje papierosy, moja sprawa. – przekonywał kolegę.
– Chodź, kupisz sobie, pod blokiem jest kiosk. – nalegała Władka.
– Chwila. – rzucił im i już był pod drzwiami.
Ale nie od razu gospodyni otworzyła mu. Zerknął na czekających. Bał się, że któreś z nich, wejdzie za nim do środka, wtedy spaliłoby się wszystko. Ale Jurek oparł ręce o ścianę i zmusił Władkę do całowania się.
– Co się stało? – zdziwiła się gospodyni. – Zapomniał pan czegoś?
– Na stole zostawiłem papierosy. Czy mogę wejść? – był strasznie zmieszany.
– Już niech pan nie wchodzi, ja podam. – znikła w środku mieszkania.
Zygmunt rzucił jeszcze raz okiem na czekających i wszedł do przedpokoju.
– Na stole nie ma nic? – zdziwiła się gospodyni.
Zygmunt zamknął za sobą drzwi.
– Niech pani nie szuka. Przepraszam, papierosy mam w kieszeni. Ale ja mam inną sprawę do pani. Chcę to powiedzieć szybko, nie wiem czy pani zrozumie coś z tego? Proszę schować taśmę z magnetofonu, ale tak, aby Jurek nie mógł jej znaleźć.
– Ale to jest jego taśma i jego magnetofon? – zadziwiła się matka.
– Proszę ciszej? Ja błagam panią, niech pani ją schowa. Wiem, że to jest jego taśma, ale ta taśma uczyni panią babcią. Czy dobrze powiedziałem?
– Ja już jestem babcią? – zdziwiła się.
– Powiem szybko i krótko, Jurek chce rozwieść się z Jadzią. Ta taśma, pozwoli pani na pozostanie babcią. To nie ważne, że pani jest nią. Ich rozwód, jeżeli dojdzie do niego, pozbawi panią kontaktu z wnukiem. Ta taśma, pozwoli pani odzyskać wnuka i synową. Skąd wiem? Kiedyś pani to zrozumie?
– Ale on będzie się wściekał, to jego własność?
– Proszę panią?
– Nawet nie umiem tego zdjąć?
Zygmunt szybko zdjął pokrywę i wyjął taśmę.
– Jak mam panu wierzyć, jak pan nie jest wcale nic a nic, lepszy od niego?
– Myli się pani, ale wybaczam to pani. Kiedyś pani to zrozumie. Proszę ją dobrze schować. Może pani ją przesłuchać jak pani chce, ale to jest bolesne.
Otworzyły się drzwi i z korytarza Jurek zapytał.
– Długo jeszcze?
– Już! Tylko się pożegnam!
Zygmunt spojrzał na gospodynię.
– Syna już pani nie ma od kilku lat, ale wnuka może pani mieć do końca życia. Czy oglądała pani kiedykolwiek Jurka albumy?
– My nie zaglądamy w cudze rzeczy?
– Może i lepiej? W lipcu, wyjeżdżam do Czechosłowacji, może nigdy już nie powrócę? Wierzę, że pani zrobi dobrą rzecz?
Patrzył na jej piękną twarz. Ręką dotknął jej policzka i ucałował ją w drugi policzek.
– Zrobi pani, jak będzie pani chciała? Żegnam panią. Do widzenia.
Skierował się do wyjścia.
– Co jest na taśmach? – zapytała.
Najpierw rozłożył ręce, a potem położył palec na ustach, na znak milczenia.
Gdy wyszedł na korytarz, nie było ich w bloku. Czekali pod blokiem.
– Co żeś tyle tam robił? – Jurek aż ręce podrzucił do góry.
– No i masz? – Władka była mniej zniecierpliwiona.
– Mam. – odpowiedział im.
– Chyba jej nie zgwałciłeś? – dorzucił Jurek.
– Zdążyła wrzucić je do kosza, ale mam je? – Zygmunt szukał wyjaśnień, ale nie wiedział, co właściwie odpowiedzieć.
– Wyrzuciła ci do kosza? No to wyrzuć je? Nie będziesz palił chyba papierosów ze śmieci? – zauważył.
– Przecież były w paczce.
– Wyrzuć, kupię ci nowe. Moja matka wyrzuciła ci, moim obowiązkiem jest odkupić ci je?
W kiosku zamówił paczkę papierosów i podarować chciał je koledze, ale Zygmunt nie chciał. Wyszło na to, że musiała wziąć je Władka.
W tramwaju stali na samym końcu. Bliskość Władki tak podjarała Jurka, że w pewnej chwili powiedział coś do niej, na ucho. Gdy Zygmunt zauważył, że dziewczyna głaszcze go po rozporku i łasi się do niego, odwrócił się do nich plecami.
– Zasłoń ją. – usłyszał za sobą głos Jurka.
Odwrócił się.
– Jak? – zapytał i własnym oczom nie wierzył.
Władka, miętosiła w dłoni jego fiuta.
– Nie możecie z tym zaczekać na działkę. W tramwaju są ludzie? – uprzedził ich.
– Jacy tam ludzie? – mamrotał Jurek.
– Kilka osób, ale ludzie? Zachowajcie się jakoś w miejscu publicznym? – ciągnął dalej Zygmunt.
– Ale ja nie wytrzymam. Zleje się w spodnie?
Władka przykucnęła i robiła swoje.
– Zasłoń ją. – zamykał oczy i otwierał. Kręcił głową w górę i w dół.
– Czym można ją zasłonić?
– Nawet koszulą, baranie.
Podszedł do niego i zaczął mu rozpinać koszulę. Ściągał już mu ją z rąk, gdy Jurek zapytał.
– Co ty robisz?
– Chcę ją przysłonić twoją koszulą. Nie sądzisz chyba, że swoją jej dam?
– Idioto! – syknął na niego.
Zygmunt, w tym momencie przestał już być tolerancyjny względem nich.
– Proszę państwa!...– stanął z boku i zawołał głośno. –...mój kolega strasznie się podjarał! Koleżanka próbuje mu obciągnąć druta! Proszę przez chwilę nie spoglądać w ich stronę! To przecież takie ludzkie?!
Wszystkie głowy skierowały się automatycznie w ich stronę. Władka zaczęła podnosić się i spuszczała coraz bardziej głowę.
– To skurwysyn? – stała przed Jurkiem ze spuszczoną głową.
– Co ty wyprawiasz? – zawstydził się Jurek. – Teraz wszyscy patrzą na nas?
– Skoro zachowujecie się, jak para zboczeńców? Ludzie patrzą i własnym oczom nie wierzą?
– Zrób coś z nim. – powiedziała do Jurka.
– To ty go znalazłaś? – miał do niej pretensje.
Tramwaj zatrzymał się. Zygmunt wyskoczył na peron.
– Co robisz? Jedź z nami? Wskakuj! – zawołała Władka.
– Nie mam ochoty na dalsze wasze towarzystwo. Zachowujecie się, jak kurwa i pedał, a ja tego nie lubię. – zawołał do niej.
Wyskoczyła na peron i strzeliła go w głowę.
– Ja ci dam kurwę!
Ale szybko odwrócił się i rypnął ją, jak popadło. Upadła na peronie. Motorniczy zadzwonił. Machnęła ręką. Zatrzymał się.
– Popamiętasz mnie. Pożałujesz tego. – pogroziła mu. Wskoczyła do tramwaju.
Zygmunt zaczął się śmiać. Jurek coś jej powiedział. Motorniczy jeszcze raz zadzwonił. Jeszcze wyskoczyła i pomachała motorniczemu ręką.
– Jurek chce, abyś jechał z nami! – zawołała. Wyskoczyła i szarpnęła go. – Jedź z nami, pogodzimy się!
Motorniczy wciąż dryndał na nich.
– Spierdalaj, szmato! – otrzepał się z niej.
– Ośmieszę cię tak samo, jak ty ośmieszyłeś nas? Przyrzekam ci to?
– Bardziej od tego, jak wy sami ośmieszyliście się, nikt was nie ośmieszy? Czy wiesz, co jest na taśmie w magnetofonie?
Motorniczy dryndał, więc poszła w kierunku tramwaju. Zygmunt parsknął śmiechem.
– Wychodź! – zawołała do Jurka. – On nagrał to wszystko!
– Do jasnej cholery! – motorniczy już nie wytrzymał i wyszedł z tramwaju. – Jedziecie, czy zostajecie!!? – wrzasnął.
– Jedź!! – zawołał mu Zygmunt.
– Jedziesz ze mną, czy zostajesz z nim? – Jurek wychylił się z tramwaju.
– Wychodź, musimy się z nim dogadać! – nalegała.
– Ja go pierdolę!? – odpowiedz jego była krótka.
– Ty mnie pierdolisz? Pomyliłeś się, ty raczej ją pierdolisz? Mnie jeszcze nie pierdoliłeś? I to ci nie grozi, „przyjacielu”? – bawiło to wszystko Zygmunta.
Motorniczy jeszcze zadryndał kilka razy i zamknął drzwi. Władka udawała, że chce wejść do tramwaju, ale tramwaj powoli odjeżdżał.
– Widzisz, chcę się z tobą pogodzić? Zostałam z tobą? Dlaczego tak zrobiłeś? – udawała.
– To ja powinienem zapytać, dlaczego tak zrobiłaś? Dlaczego tak robisz? Chciałaś ze mnie zrobić pedała? Kiedyś mówiono mi o tobie, ale nie wierzyłem? Teraz wiem, że wszystko, co mówią o tobie jest prawdą. Potrafisz nawet swej najlepszej koleżance... przepraszam, przyjaciółce, odebrać męża? Jak takie dziewczyny nazywają się?
Władka gruchnęła płaczem. Patrzył na nią ze zdziwieniem. Wiedział, że udaje.
– Chcesz wzruszyć mnie? To nie ten typ? Pomyliłaś się? Znajdź sobie na dzisiejszy dzień dobre alibi, bo zaraz idę do telefonu i dzwonię do Jadwigi. Opowiem jej, co robisz ty i twój kochanek... lepiej będzie, co robisz ty i jej mąż? Czy będzie zadowolona? Jak myślisz? – cały czas śmiał się z tej głupiej sytuacji.
– W twoich oczach jestem tylko zła, czy tak myślisz o mnie? – płakała. – Ja jestem także inna? Nie jestem szmatą?
– Zgadzam się z tobą, ty jesteś kurwą. – przerwał jej i to z wielkim śmiechem. – Udowodniłaś to wszystkim w tramwaju?
– A ty? Co robiłeś u nich w domu? Całowałeś się z nim? Trzymałeś go za jaja? Mało tego? – atakowała go.
– Och tak. – papugował po niej. – Władziu, jaki ja jestem pedał. No jak mogłem tego nie zauważyć? – znów zaśmiewał się. – Zgubiło cię jedno liźnięcie po cycach. Po jednym liźnięciu, myślałaś, że jestem taki sam jak ty? Ja brzydzę się ciebie. W hotelu wyparzę sobie jęzor i ręce, wyszoruję się, ale ty szukaj sobie alibi. Jadwiga nie daruje ci tego?
– Jeżeli piśniesz jej choćby słowem, pożałujesz ty tego, zobaczysz? Znajdziemy cię wszędzie, choćby pod ziemią. – od groziła się.
– Jeżeli zechcecie mnie odnaleźć, szukajcie mnie w Czechosłowacji. Pa dzieweczko.
Spojrzał na słońce. Było w kierunku, gdzie przed chwilą jechali, czyli do Śródmieścia musiał jechać w przeciwnym kierunku.
Przeszedł na drugą stronę torów i zerknął na rozkłady jazdy. Po chwili miał być tramwaj.
Na tamtym torze zatrzymał się tramwaj. Nawet nie zmuszał się, aby zerkać, czy Władka wsiadła do wozu, bo gdy odjechał, na przystanku było pusto. Uśmiechnął się do pustki przed nim.
Tramwaj terkotał i czasami rzucał na boki. Przerywało to mu jego przemyślenia. Zagłębił się w swych myślach i szukał najlepszego wyjścia. Jak zadzwonić do Jadwigi? Nie znał przecież numeru do Ozorowa. Wyśle telegram? Ale co to da? Kiedy dojdzie? Jak napisać? Wszyscy będą czytać, co stało się w Warszawie?
List. Właśnie list, można wszystko opisać, nawet z dokładnością. Ale na taśmie, jeżeli ją odsłucha, będzie, że umówili się na działce? Pomyśli, że został rozczarowany tym, co go tam spotkało, albo jeszcze coś innego i teraz mści się na nich?
Czas. Zegar. Godzina. W jaki sposób udowodnić, że to wszystko było jego grą? Kto mógłby poświadczyć, że on w czasie, gdy tamci byli na działce, że on był gdzie indziej, w hotelu, na dworcu, w drodze?
Poprosić kogoś, ale kogo? Kogoś, kto w razie, gdy będzie rozprawa sądowa, zgłosi się na nią i powie, tak, człowiek ten w czasie, pomiędzy godziną piętnastą i dalej, był z dala od tamtego miejsca?
Nikt, ludzie są przekupni. Jedni przekupni, inni boją się. Jeszcze inni, nie chcą wtrącać się.
Ocknął się, bo ulicą z wielkim piskiem jechała „Erka”. Lekarz! Czy lekarz jest wiarygodny? Tylu jest lekarza przekupnych, łapówkarzy? „Erka”, lekarze z ”Erki”, z Pogotowia? Czy oni są wiarygodni?
– Przepraszam bardzo? – trącił panią przed sobą. – Czy pani zdaniem lekarz z „Erki”, z pogotowia, jest lekarzem wiarygodnym?
– Chce pan znać moją opinię, czy tylko tak pan pyta? – zdziwiła się pasażerka.
– Niech pani wyobrazi sobie taką sytuację, jest pani sędzią i ja, dla przykładu, mówię, że lekarz widział mnie na ulicy o tej i o tej godzinie. Czy uwierzyłaby pani jemu?
– Nie jestem sędzią, nie wiem jak zareagowałby sędzia? – wykręcała się pani. – Jeśli tylko o taką błahostkę, chyba uwierzyłabym?
– Chodzi o to, czy...
– W dziwny sposób nawiązuje pan dyskusję, ale każdy sposób jest dobry? – uśmiechnęła się.
– W ten sposób pani myśli sobie? – zamyślił się. – Nie o to tu chodzi. Czy mogłaby pani zaświadczyć, że dzisiaj o tej właśnie godzinie, jechałem tramwajem i nawiązałem z panią dyskusję?
– To akurat tak. – przyznała.
– Za miesiąc, może dwa, trzy, potrzeba będzie, aby ktoś w sądzie zaświadczył, że dzisiaj o tej godzinie jechałem tramwajem w kierunku Śródmieścia. Nic więcej?
– W sądzie? – mina jej zmiękła. – Nie przepadam za sądami? Przykro mi. Proszę poprosić kogoś innego.
– Myślę, że pani nie zrozumiała mnie? – zauważył. – Powtórzę, czy pani zdaniem lekarz z „Erki”, jest osobą wiarygodną? Rozumiem, że ciężko znaleźć kogoś, kto przepada za sądami. Lekarze są wszędzie, poród, wypadek, pożar... czy sąd uwierzyłby lekarzowi z „Erki”?
– Myślę, że tak? Do czego to panu potrzebne? – bardzo zdumiała się.
– Potrzebuję kogoś, kto nie boi się sądów. Lekarze chyba nie boją się? Kogoś, kto zaświadczyłby, że jestem o jakiejś godzinie właśnie tam, a nie gdzie indziej?
– Czy pan wpakował się w coś? – wystraszyła się.
– Właśnie. Ktoś będzie chciał udowodnić, że jestem teraz z nim i to właśnie na działce, a ja przecież jestem tu, jadący w kierunku centrum? Czy tak?
– Wdepnął pan w niezłe gówno? – pokiwała głową.
– Ma pani rację. Ale tym samym uratuję czyjeś istnienie, czyjś honor, czyjąś godność? Jak daleko jest do centrum?
– Jeszcze około pół godziny?
Zerknął na zegarek.
– W pół do czwartej. Czyli o czwartej? W pół do trzeciej wyszliśmy, długo. Czy zna pani tą okolicę? Czy jest tu gdzieś poczta, telefon?
– Nie wiem, proszę pana? Ale pan powinien udać się do szpitala. Tylko tam, jest lekarzy skolko godno? – wyjaśniła mu.
– Tu też przyjadą? – chciał ją przekonać.
– Wątpię, proszę pana? Nie wiem, czy zechcą z panem rozmawiać? – przekomarzała się.
– Zechcą, droga pani, zechcą. Spowoduję wypadek. – posłała jej uśmieszek.
– Pan jest szalony? – wystraszyła się.
– Nie, proszę pani, ale zmuszony? – uśmiechnął się. – A jeżeli nie uwierzą, że jest wypadek, targnę się na życie.
– O Boże!? Pan naprawdę jest szalony. – kobieta zatkała sobie usta.
– Nie, droga pani. Dla przyjaciół jestem gotów zrobić wszystko, nawet targnąć się na życie. – podniósł się.
– O Boże drogi, niech ktoś powstrzyma tego szaleńca. – wystraszyła się kobieta.
– Nie jestem szaleńcem. – przekonywał ją. – Chcę ratować tylko swych przyjaciół, ich honor, ich istnienie. Jeżeli nie będziemy dbać o przyjaciół, jaki jest sens naszego życia?
Zbliżali się do przystanku. Jakaś pani z sąsiedniego rzędu spojrzała na poprzedniczkę i dziwnie zapytała.
– Wariat?
– Nie, proszę pani. On ma rację. Nie umiemy dbać o swych znajomych, czy przyjaciół. – wyjaśniła sąsiadce. – Podziwiam go i szanuję, właśnie za to.
Tramwaj zatrzymał się i Zygmunt wysiadł. Skierował się z przystanku na chodnik. Rozejrzał się, czy gdzieś nie widać znajomego szyldu ”POCZTA”. Ale nie znalazł w pobliżu nic podobnego. Zagadał przechodnia o pocztę, ale ten tylko wzruszył ramionami. Ktoś z przechodniów powiedział, że poczta w niedziele, otwarta jest tylko, na ulicy Świętokrzyskiej. Dał sobie na luz.
Zaczął rozglądać się za kioskiem „Ruch”. Podszedł i poprosił panią, czy mogłaby wezwać pogotowie. Ale pani niezbyt kwapiła się. Wystawiła mu aparat przed okienko.
– Czy ma pani koperty? I gdyby można, kawałek papieru?
– Papeteria?
– Dobrze, niech będzie. Znaczek i coś do pisania.
Zapłacił jej i zaraz zapytał ją.
– Przepraszam, ale jaki jest numer do pogotowia? – zapytał kobietę.
– Proszę pana! – zawołała na niego kobieta. – Chce pan dzwonić i nie wie pan gdzie?! Niechże pan kręci, 998! – warknęła.
– Ale ja nie chcę gdziekolwiek, tylko na pogotowie. – wyjaśnił jej.
– Niechże pan, do jasnej cholery nie blokuje kolejki. – szarpnęła za aparat.
Zygmunt sięgnął do kieszeni.
– Proszę bardzo, jeżeli pani chodzi o te parę groszy. – położył na desce dwa złote. – Niech pani wykręci do nich i powie, że potrzebne jest pogotowie, że na przykład ktoś zasłabł, zemdlał, czy coś innego, cokolwiek pani wymyśli?
Ale kobieta nie posłuchała go. Obsługiwała klientów. Musiał odczekać, aż załatwi wszystkich kolejkowiczów. Gdy zostali sami, jeszcze raz poprosił ją, czy zna numer do pogotowia.
W trakcie rozmowy, podeszła jakaś pani i poprosiła o aparat. Zgrabnie wykręciła numer telefonu i zaczęła rozmawiać. Gdy skończyła, Zygmunt zagadał do niej.
– Jeżeli zna pani numer do pogotowia, bardzo proszę, niech pani wykręci?
Kobieta po skończonej rozmowie oddała mu słuchawkę.
– Jaki numer? – zapytał ją.
– Ja panu wykręcę, a pan niech tylko mówi. – oświadczyła.
Rozmowa trwała strasznie długo. Z pogotowia, pytali go o szczegóły, gdzie, kto potrzebuje pomocy, kto wzywa? Co chwila pytał się kioskarki o szczegóły. Kazali mu czekać, za kilka minut pojawi się karetka.
Poszedł w stronę deptaku i na ławce, na kolanie zaczął pisać list do Jadwigi.
– Cześć Jadziu. – brzmiał początek. – Zdziwi Cię na pewno mój list, ale gdy zrozumiesz przesłanie, zrozumiesz wtedy, co chciałem Ci przekazać. Umówiłem się z Władką, że odwiedzimy cię u twoich teściów. Dzisiaj pojechaliśmy tam, ale nie wiedziałem, w co się pakuję. Z góry przepraszam za to, co się stało i co się stanie. Zostałem po prostu w to wrobiony, a dalej to już...
Spróbuj zrozumieć, co stało się? Nie wiedziałem i nawet nie przypuszczałem, że Władka wrabia mnie w to? Uważałem ją za twoją przyjaciółkę, nawet więcej, za twoją najlepszą i najserdeczniejszą przyjaciółkę? Ona okazała się największą szmatą i największą chamką, jaka po tej ziemi chodziła. Na pewno w tej chwili nic nie rozumiesz i nie dowierzasz w to, co ja piszę, a co ty czytasz?
Spróbuję ci trochę wyjaśnić. W tej chwili siedzę w parku, jeżeli można to nazwać parkiem i czekam na karetkę pogotowia. Nie bój się, nie jestem pobity, nie. W Jurka domu nagrałem na jego magnetofonie coś, czego powinnaś posłuchać. Teraz czekam na karetkę, aby osoba wiarygodna poświadczyła, że jestem zdrów na umyśle i że to, co piszę jest wiarygodne. Dlaczego? Na taśmie magnetofonowej, nagrane jest, że idziemy na działkę. Po co? Właśnie.
Zacznę więc wszystko od początku. Gdy przyjechaliśmy do domu twoich teściów, teściowa nie chciała nas wpuścić. Powiedziała, że Władka i wszyscy co z nią przychodzą, są niemile widziani. Ale jakoś tam weszliśmy. W pewnej chwili, Jurek poprosił mnie, albo lepiej zabrzmi, zaproponował mi, abym stał się jego powodem w rozwodzie. Że rozwodzi się z tobą i szuka dobrego powodu. I że dobrze byłoby, gdybym zgodził się, aby on podał mnie, jako pretekst do rozwodu. To ja, w pewnej chwili zaproponowałem mu aby nagrał sobie naszą rozmowę, że to niby przypadkiem i tak poukładał sobie zdania, krótko powiedziane, sprefabrykował, aby brzmiało jak wyznanie kochanka jego żony. Przyznaję, nie wierzyłem w to, co on mi proponował, ale to, co zobaczyłem wcześniej, to znaczy w pierwszych dziesięciu minutach, może nawet wcześniej, utwierdziły mnie w tym, że jego zamiary są prawdziwe. Może nie powinienem ci tego pisać, ale uważam, że powinnaś wiedzieć? Zanim zdjąłem buty i wszedłem do jego pokoju, ona już trzymała go za Wacka, po kilku sekundach, gdy wszedłem do pokoju, po prostu ją przeleciał. Aby, nie można było powiedzieć, że to widziałem, w tym czasie oglądałem zdjęcia. Obejrzałem kilka albumów, jeden ze zdjęciami ślubnymi, jeden ze zdjęciami Jurka, pozowanymi do jakiegoś „Playboya”. Wtedy chciałem zdziwiony zerknąć na niego do czego on pozuje, co zobaczyłem, nie kazało mi patrzeć, aby nie mówić potem, że coś widziałem. Ale później doszedłem do wniosku, że jednak chcę to widzieć i co chwila spoglądałem. Tak Jadziu spoglądałem. Jeżeli będziesz chciała wykorzystać, ten list jako dowód w sprawie, to najpierw mu obciągała, potem ją dupczył, a gdy był już zmęczony, ona wsiadła na niego. Powiem tylko tyle, trudno jest nie wiedzieć co inni robią, jeżeli ona jęczała jak aktorka. Obejrzałem cztery albumy ze zdjęciami, ale jakie albumy. Ostatni, aż nie dowierzałem, były to zdjęcia porno, jego zdjęcia porno. Być może, że oglądałaś wszystkie jego albumy, być może nie, ale gdy oglądałem porno, spoglądałem czasami, czy to faktycznie on.
Zastanowisz się czasami, dlaczego jestem taki wścibski? Nie, nie jestem wścibski. Mieszkam w hotelu i takie scenki, jak ta, którą oni mi zaprezentowali, nie należy do rzadkości. Gdy mieszka w pokoju trzech lub czterech chłopaków i każdy chce, co jakiś czas przyprowadzić sobie dziewczynę, musimy robić to przy sobie. Czy czuję się zawstydzony tym, co widziałem? Nie, absolutnie. Jeżeli oni nie wstydzili się przy mnie robić to swoje dunga, dunga, dlaczego ja miałbym być tym zawstydzony. My, hotelowcy, nie czujemy skrępowania, gdy widzimy dunga, dunga. To takie ludzkie.
Gdyby w razie zginęła taśma od magnetofonu, co mieliśmy robić na działce? Przytoczę ci zdanie Jurka. Najpierw, powiedział mi, ja obciągnę ci druta, potem zrobi to Władzia. Później Władzia obciągnie mi druta, następnie, jeżeli zechcesz ty zrobisz to. Później, jeżeli zechcesz, ty i ja wyliżemy Władzi piczkę, tak, że poczuje się jak w siódmym niebie. Potem ty przelecisz Władzię, później zrobię to ja i tak będziemy powtarzać to, aż jaja spuchną nam jak balony, albo porzygamy się.
Z domu wyszliśmy około w pół do trzeciej. W tramwaju pokłóciliśmy się. Dlaczego? Cały czas, gdy nagrywałem ich, chciałem, może raczej prowokowałem ich, aby zwierzali mi się jak najwięcej. Wiedziałem, że taśma może trafić w twoje ręce i że może zechcesz usłyszeć prawdę o swych bliskich? Gdy wychodziliśmy, zawróciłem, pod pretekstem, że zapomniałem papierosów. Prosiłem matkę Jurka, aby schowała taśmę, bo ona przywróci jej wnuka. I gdybyś w razie musiała się rozwieść, użyj taśmy jako swego atutu. Uważam, że ona przechowa ją. Skąd wiem, są rzeczy na tym świecie, o których istnieniu wiem. Gdy posłuchasz taśmy i gdy to wszystko stanie się, zrozumiesz co chciałem ci przekazać? Są rzeczy na tym świecie do których mam dostęp. Jaśniej? Gdy będziesz chcieć, możesz nazwać mnie wizjonerem. Czy będę mógł przybyć na twoją rozprawę? Nie. W lipcu wyjeżdżam do Czechosłowacji. Co za trudność ściągnąć mnie stamtąd? Wiem o rzeczy, o której niechętnie rozmawiam. Moje życie ma skończyć się trzydziestego listopada. Jadę tam tylko po to, aby uratować życie mojemu koledze. Ale, właśnie ale. Mogę tam zginąć. Uciekam przed swym przeznaczeniem, bo zginąć mam od człowieka w mundurze. Żołnierz? Chyba tak. Dlatego właśnie, nie chcę iść do wojska. Gdybyś chciała sprawdzić moją wiarygodność, możesz. Zadzwoń do szkoły w Ursusie. Poproś profesor Świrską, albo zadzwoń do hotelu i poproś Waldka Chyca. Oni mogą potwierdzić, że to, co piszę jest prawdą. Gdybyś chciała więcej dowodów mojej prawdomówności...
W oddali przejechała karetka na sygnale i zaraz sygnał umilkł. Zygmunt, co prawda, co chwila spoglądał dookoła, ale oprócz jakichś dziwnych ruchów kilku osób, nic więcej nie zauważył dziwnego. Jakiś facet, z kamerą filmową, kręcił, widać było, krótkie scenki w parku. Zygmunt, nawet nie próbował reagować na to. Doszedł do wniosku, że skoro to im nie przeszkadza, dlaczego miałoby przeszkadzać to jemu. Gdy natręt zrobił kilka ujęć w jego kierunku, Zygmunt przesiadł się w inne miejsce. Nadal jednak obserwował, czy nadjedzie karetka.
W pewnej chwili, wolno zaczął jechać parkiem samochód, jakże do złudzenia przypominający karetkę. Kierowca puścił kilka sygnałów kogutem. Zygmunt podniósł się i zaczął wolno iść w jej kierunku. Karetka podjechała prawie pod sam kiosk. Zygmunt machnął ręką, aby się zatrzymał.
– Myślę, że mnie szukacie? – powiedział do kierowcy. – Wy na wezwanie od mężczyzny?
Kierowca wygasił silnik.
– Lekarz jest z tyłu. – zawołał do niego.
Zygmunt zaszedł od tyłu samochodu. Drzwi były już otwarte.
– Kto z państwa jest lekarzem? – rozejrzał się po wnętrzu karetki.
– Czy to pan jest...– mężczyzna w białym kitlu spojrzał na wezwanie. – Zygmunt...
– Tak! Zygmunt Pacelak. Zgadza się. To ja. – szybko oświadczył mu.
– Kto, lub gdzie jest osoba pokrzywdzona? – zapytał lekarz wychodząc z wozu.
– Tu nie ma osoby pokrzywdzonej. Tu chodzi o mnie. A w sumie to tylko o czas. – Zygmunt sięgnął do papeterii.
– Czy można jaśniej? – zauważył lekarz.
Zygmunt podał mu swój list.
– Chcę, aby pan na tym liście potwierdził, jako osoba wiarygodna, że dzisiaj o godzinie... wolałbym szesnastej, bo tak długo czekam, byłem tu, w tym miejscu... pański podpis i dobrze byłoby pieczęć. – komentował chłopak.
– Słucham?! Pan chce alibi? – lekarz wziął papier do ręki, ale nawet na niego nie spojrzał. – Drogi panie, alibi to nie my? My jesteśmy lekarzami? – od razu podał mu z powrotem papier.
– Proszę pana, czy pan naprawdę chce, aby stało się nieszczęście? Jeżeli tak, to stanie się? – stał przy swoim Zygmunt. – Tak czy inaczej postawi pan tu stempel i swój podpis.
– Szantaż? – zdziwił się lekarz.
– Nie, proszę pana. Jeżeli pan chce, możecie państwo zamknąć drzwi od samochodu i odjechać. Ale jak daleko odjedziecie? Niech mi pan powie, ile czasu potrzeba, abym doszedł do torów tramwajowych? Czy naprawdę chce pan spojrzeć na mnie za pięć minut, jako na kalekę? Czy na tym panu zależy?
– Nie. Jesteśmy lekarzami, my ratujemy życie. Proszę wejść do środka i opowiedzieć nam wszystko. – zagadała do Zygmunta pani towarzysząca panu.
Ale Zygmunt tylko zaśmiał się.
– Te sztuczki nie ze mną Bruner? – podał znów im list. – Proszę to przeczytać i po sprawie. – zaproponował. – Jeżeli państwo chcecie, mogę szybko wytłumaczyć, o co chodzi?
– Niech pan mówi. – powiedziała kobietka do chłopaka. – A ty czytaj. – powiedziała do lekarza.
Z boku podeszła go pani z mikrofonem.
– Czy mogę to nagrać? – zaproponowała i szybko podsunęła mu mikrofon.
– Niech pani spieprza z tym mikrofonem stąd. – obejrzał się. – A tamten facio jeżeli nie przestanie mnie filmować, to zaraz nie będę potrzebował od nich potwierdzenia alibi, bo alibi wy dacie mi. Pójdę i potłukę mu kamerę.
– Przestańcie kręcić. – dała im znak.
– Niechże pan mówi. – ponaglała go pani z samochodu. – Miał pan opowiadać?
– Wplątałem się w niemiłą sprawę. Potrzebuję potwierdzenia osoby wiarygodnej, że w czasie w jakim wskażą lub wskaże osoba, pewna osoba, ja byłem tu. To znaczy, teraz.
Lekarz skończył chyba czytać, bo zerknął na jedną i na drugą stronę papieru.
– Co chcesz, abym teraz zrobił? – zapytał lekarz.
– Proszę napisać...
– Czy może mi pan powiedzieć, że to jest list samobójcy? – dziewczyna podsunęła mikrofon lekarzowi.
– Spierdalaj stąd babo! – Zygmunt wrzasnął na dziewczynę z mikrofonem.
Podsunęła mu mikrofon bliżej ust. Szarpnął go i rzucił nim o ziemię.
– Zaraz rozwalę ci ten mikrofon i ciebie też! Ja rozmawiam z lekarzem! – chłopak stał się jak wulkan gorący.
– Młody człowieku. – skierował się do niego lekarz. – Trochę kultury nie zaszkodziłoby ci?
Zygmunt popatrzył na niego.
– Ma pan rację. Trochę kultury nie zaszkodzi nam wszystkim? Najpierw rozpierdolę kamerę. – skierował się do dziennikarki. – Potem pani mikrofon, a potem dokończymy z panem rozmowę. A może już nie trzeba będzie dokańczać?
Ruszał w kierunku faceta ze statorem i kamerą. Pobiegła za nim.
– Zaczekaj! Porozmawiajmy chwilę. – zastąpiła mu drogę. – Jestem dziennikarką i robię to, co do mnie należy. To znaczy reportaż. Cokolwiek chcesz zrobić, może okazać się dobre lub złe. To, co w tej chwili, to będzie złe. To, co chciałeś zrobić do tej pory, było dobre.
– To, co w tej chwili zrobię też będzie dobre. Rozwalę wam kamerę, to będzie bardzo dobre. – uśmiechnął się.
– Chcesz alibi, my ci je damy. O jaką godzinę chodzi? – szła na układy.
– O szesnastą lub dziesięć, dwadzieścia minut wcześniej? – zaproponował.
– Do nas był telefon, za piętnaście czwarta. – wyjaśniła mu. – Czy tak może być?
– Może. Idziemy i poświadczysz to na piśmie. – zaproponował jej.
– Jesteśmy dziennikarzami, wystarczy nasze słowo. – przekonywała go.
– Wasze słowo nic nie znaczy. Zawsze przekręcacie fakty. Czy mogę mikrofon? – wyciągnął rękę.
Ucieszona szybko podała mu go.
– Czy jestem w kadrze? – zapytał.
– Tak cały czas jesteś w kadrze. Mów.
– Chwileczkę. – przerwał jej. – Nie chcę odpowiadać na twoje pytania. Chcę powiedzieć coś od siebie. Powiedz, kiedy mam mówić?
Odeszła kilka kroków.
– Teraz! – zawołała.
Zygmunt podniósł mikrofon do ust.
– Jeżeli chociaż jeden kadr z tego, co stało się dzisiaj tu, znajdzie się w telewizji, jeżeli zobaczę to lub moi znajomi i doniosą mi, wytoczę wam proces. Dziękuję. – nie czekał, aż ktoś odbierze od niego mikrofon, tylko rzucił go w kierunku kamery.
Podszedł do wozu pogotowia.
– Prosiłem pana o taką błahostkę, o jeden głupi podpis. Miało to zająć panu dosłownie kilka sekund. Pan rozciąga to w czasie. Przecież gdzieś czeka ktoś na lekarza, może umiera, cierpi?
– Dobrze! Co chcesz, aby ci tu napisać? – już nie protestował lekarz.
– Proszę napisać, że o godzinie piętnastej trzydzieści, czterdzieści, czy pięćdziesiąt, wpłynęło zgłoszenie. Przyjechaliście tu i stwierdzacie, że człowiek jest zdrowy na ciele i umyśle. Dał wam do przeczytania swój list... dobrze by było postawić stempel i podpis. To chyba wszystko?
– Ma pan rację, bardzo mało pan żądał od nas. – stwierdził pan.
Wpisał mu kilka słów do listu i podpisał to. Przyłożył stempel.
– A teraz proszę, powiedz mi, gdybyśmy nie zgodzili się, co zrobiłbyś? – uśmiechnął się lekko do Zygmunta.
– Nie wiem? – wyjaśnił mu. – Właśnie w tramwaju rozmawialiśmy z taką panią, doszedłem do wniosku, że jednak lekarze są najbardziej wiarygodnymi świadkami. – popatrzył na podpis i stempel.
– Świadkami? Jak mam to rozumieć? – zdziwił się.
– Proszę pana, będzie rozprawa w sądzie, rozprawa rozwodowa. Nie będę mógł stawić się tam osobiście. Dlatego chciałem alibi, a zarazem kogoś, kto zaświadczy, że nie byłem na działce, gdzie działy się orgie, tylko tu.
– O czym pan mówi?
Zygmunt już chciał mu odpowiedzieć, ale do nich podeszła dziennikarka.
– Czy mogę pana spytać o coś? Czy pan pracuje? – po policzku jeszcze płynęła jej łza.
– Tak, jestem pracujący. Czego pani jeszcze oczekuje ode mnie? – oderwał się na chwilę od lekarza.
– Dziennikarstwo, jest moją pracą. Czy pan wie, ile kosztuje mikrofon? Dobry mikrofon?
– Wiem, parę groszy. A na łzy pani nie weźmie mnie. Wy z telewizji jesteście dobrymi aktorami i aktorkami, to stary chwyt, ale nie ze mną te numery Bruner. Ja nie mam serca.
– Tak pan mówi? Więc po co pan to robi? Pani, która do nas zadzwoniła...
– Nie interesuje mnie, kto do was zadzwonił? Ją pytajcie o resztę. Do widzenia pani. Wpieprza się pani nam w rozmowę. – Zygmunt spojrzał na lekarza. – O czym to rozmawialiśmy? – sięgnął pamięcią. – Aha? Będzie pan wezwany jako świadek na rozprawę. Przykro mi, ale będzie musiał pan opowiedzieć, o której godzinie tu, wszystko zaczęło się.
– Za wszelką cenę, jednak chcę mieć te pańskie zwierzenia. Może pan robić później co pan chce, ale to już nie interesuje mnie. Nagrywamy! - zawoła do ekipy.
Stała obok i komentowała. Co chwila podchodziła do lekarza.
– Niech pan nie zwraca na nią uwagi. Taka jej praca? – uprzedził go lekarz. – Wracając do rozmowy, dlaczego pan sam nie opowie tego wszystkiego na rozprawie?
– Widzi pan, ja w lipcu wyjeżdżam do Czechosłowacji i nie będę mógł stawić się na rozprawę. Ale może pan wspomnieć im, bo o tym jeszcze tam dopiszę, że istnieje taśma, nagranie na magnetofonie. Proszę im zasugerować, aby za wszelką cenę przesłuchali ją.
– Co jest na tej taśmie? – zaciekawiło go.
Zygmunt uśmiechnął się.
– Dowie się pan na rozprawie. Wystarczy, aby pan powiedział, że to będzie miało wielkie znaczenie. A skoro pan chce? Niechcący nagrali się na magnetofon. Dla nich niechcący, dla mnie specjalnie.
– Jeszcze jedno, po co to robisz?
– Nie wiem? Po prostu nie wiem? Są piękną parą. Pozna ich pan, ona piękna, wspaniała dziewczyna, on przystojny, wspaniały facet, co im strzeli do głowy. No i jeszcze jego powódka, paskuda. Pozna ją pan, najbardziej paskudna dziewczyna pod słońcem. Gdy pan zerknie na nią, będzie pan wiedział, że to ona. Na pewno będzie pan wiedział.
– Czy coś jeszcze? – zapytał lekarz.
– Nie. Dziękuję panu za wszystko. Chyba stawi się pan na rozprawę? Chyba nie będzie pan szukał wymówki... chociażby po to, aby sprawdzić, czy warto było dla takiej dziewczyny, tyle zachodu? – uśmiechnął się serdecznie do lekarza.
– Zobaczymy? – uśmiechnął się lekarz i zamknął drzwi.
Zygmunt spojrzał na swe papierzyska. Usiadł na ławce i rozejrzał się. Dziennikarka dosłownie obok rozmawiała z kobietą. Przyjrzał się jej, była to ta sama kobieta z tramwaju. Nastawił uszu, aby cokolwiek usłyszeć.
– Przepraszam bardzo, ale to wyglądało tak strasznie tragicznie. – kobieta zaczęła płakać. – Przecież mnie nie stać na to, aby teraz pani zapłacić. Ja chciałam tylko mu pomóc. Wyglądało, że potrzebuje pomocy. – i już zaczęła szlochać. – Skąd mogłam wiedzieć, o co chodzi?
– Aktorka? – pomyślał. – Ech, wy aktorki, macie płacz na zawołanie? – wstał i poszedł na inną ławkę.
Przeczytał cały list od początku. Zamyślił się i zaczął znów pisać.
–...gdy byłem w pierwszej klasie Szkoły Zawodowej zabiłem profesora Andrzeja Wiśniewskiego. Gdy kończyliśmy Szkołę Podstawową przepowiedziałem Jurkowi Borkowskiemu, że jego najlepszy kolega, z którym wejdzie w układy, spowoduje, że wszyscy pomyślą, że on powiesił się. Jak to będzie? Przyjdzie do niego, bo Jurek zechce zdradzić go do milicji. Najpierw ogłuszy go, a potem powiesi przy żyrandolu. Co wskaże, że to morderstwo, samobójca staje na stołku, a tam nie będzie stołka? Będą ślady krwi, a Jurek nie będzie poraniony. On uwierzył mi, a imię jego kolegi Michał. Spotkaj się z nim i zapytaj, czy ma kolegę Michała. Kiedyś usłyszysz o śmierci Jurka Borkowskiego, ja być może, że nie. Mnie może też już nie być na tej ziemi. Trzydziestego listopada, gdybyś pamiętała o tym, pomódl się za mnie przez krótką chwilę, możesz pomóc mi. Co stanie się ze mną? Pobity przez człowieka lub ludzi w mundurze, będę leżał na mrozie. Jest szansa, że znajdzie się ktoś, kto może pomóc mi, ale to będzie już wrzesień i osobą tą będzie ktoś mi obcy. Ciężko mi będzie przekonać go, aby pomógł mi, czy mi się uda? Tego właśnie nie wiem? Aż tak daleko moje wizje nie sięgają, a może właśnie, dlatego, abym nie mógł być pewnym? Z resztą, po co ja ci to wszystko mówię? Przecież i tak zrobisz, co będziesz chciała? Czego ja bym chciał? Chciałbym, abyś nie musiała rozwodzić się, abyś była szczęśliwa, ale z tego, co wiem, z Jurkiem ty szczęśliwa nie będziesz, dlaczego? Posłuchaj taśmy z magnetofonu, wszystko zrozumiesz. Nie sądzę, aby oni grali przede mną. Stosunek seksualny z koleżanką, to chyba nie jest gra? Widziałem wasze zdjęcia ślubne, jesteście na nich piękną parą, co tam piękną, jesteście śliczną parą. I tak zastanawiam się, co on widzi we Władce, chyba tylko to, co powiedział mi, ona jest pierwsza do ruchania się i do obciągania.
Jeżeli uznasz za stosowne, możesz wykorzystać ten list w sprawie. Ale tylko jako atut. Postaw warunek teściowej, albo taśma, albo zakaz widywania wnuka. Ona pokaże wszystkim taśmę. Ona już nie ma syna, widziałem to, byłem jak kłócili się. On już nie jest dla niej synem, ale ona jeszcze może być babką twojego dziecka. Pod warunkiem, że ujawni taśmę.
Jeszcze jedna ważna informacja, o tym dowiedziałem się w trakcie dnia. Władka powiedziała twojej teściowej, że my, znaczy się ja i ona, jesteśmy narzeczonymi i przyjechaliśmy prosić Jurka na wesele. Ona tylko pod tym warunkiem wpuściła nas i rozmawiała z nią. Nawet ucieszyła się z tego. Ale w trakcie, gdy Władka kąpała się z Jurkiem, oświeciłem ją. Wyglądało to, jak gdyby piorun w nią strzelił.
Jaką wskazówkę jeszcze mogę ci dać? Sam już nie wiem? Przez chwilę zastanawiałem się, czy aby nie porwać tego listu. Czytam go już kolejny raz i za każdym razem chciałbym go napisać inaczej. Jurek chciał, abym stał się powodem w rozwodzie i tak zastanawiam się, czy ja czasem nie wywołam burzy? Czy jego prośba, tfu, tfu, nie zostaje spełniona? Gdyby nie to, że lekarz postawił mi stempel i podpisał się tylko na jednej stronie, porwałbym go i napisał od nowa. piszę go pod wpływem chwili, pod wpływem emocji. Gdy byliśmy w tramwaju, jeszcze raz udowodnili mi jak strasznymi są ludźmi i nazwę to zboczeńcami. Władka tak go pod jarała, że dał jej w tramwaju obciągnąć. Kazali mi zasłonić ją. Chciałem zasłonić ją jego koszulą, wtedy nazwał mnie idiotą. Stało się to, czego chciałem uniknąć. Bo tak naprawdę, to chciałem, zaznaczam, chciałem pojechać z nimi na tą jego działkę i zobaczyć, co takiego chcieli zrobić? Zmusić mnie do czegoś, czego nienawidzę, do seksu gromadnego, a może abym im pokazał, jak ja uprawiam seks. Może bym to i zrobił, ale nie z Władką. Jej brzydzę się.
Przepraszam, ale myślę, że już za dużo rozpisałem się. Jeżeli uważasz, że zabawiłem się w plotkarza, proszę Cię, spal ten list, ale jeżeli Jurek wniesie pozew o rozwód, zatrzymaj ten list, jako dowód w sprawie. Gdy będzie trzeba, pamiętaj wezwij mnie. Moi rodzice dadzą ci nowy adres z zza granicy.
Zawsze byłaś moją koleżanką, nawet przyjaciółką, pamiętaj to. – zakończył i na dole dopisał. – Zygmunt.
Siedział tak i przyglądał się temu, co napisał.
– Przepraszam bardzo, czy mogę zadać panu jedno pytanie? – usłyszał i skierował oczy w bok.
Na brzegu ławki siedziała jego znajoma. Zrobiło mu się głupio, sam nie wiedział, dlaczego, ale jakoś głupio.
– Teraz, możesz mi zadać nawet kilka pytań? – spuścił głowę i prawie, że między kolanami składał list i wsadził go do koperty. – Chyba nie pogniewasz się, gdy będę ci mówił na ty? Jesteś dziewczyną, ja chłopakiem? Niewiele starsza ode mnie?
– Skoro sobie tego życzysz? – udała zdziwioną.
– Chyba, że chcesz abyśmy poszli na kawę? – dyskretnie sięgnął do kieszeni i uśmiechnął się. – Myślę, że nie stać mnie na taki luksus dzisiaj? Przepraszam.
– Czy każdej dziewczynie, najpierw ubliżasz, a potem proponujesz randkę? Możesz odpowiedzieć spokojnie, nie mam mikrofonu? – zaznaczyła.
– I uważasz, że ci uwierzę? Wy, ludzie telewizji, jesteście zakłamani do bólu. – zakpił sobie z niej.
– Uważasz, że kłamię? – zarzuciła mu.
Zygmunt zachichotał.
– Że kłamiesz? Nie? Uważam, że łżesz i to jak z nut? Jestem przekonany, że gdzieś trzymasz ukryty mikrofon? – zaśmiał się do niej.
– Uraziłeś mnie. Czuje się urażona.
– Tak? Wy, ludzie telewizji, uważacie siebie za Bóg wie kogo, a nas ludzi, za strasznych ciemniaków? A co powiesz, gdy dotknę cię i powiem ci, jak się nazywasz, jak ma na imię twój ojciec, twoja matka, jak zdałaś maturę i czy w ogóle ją zdałaś, skąd pochodzisz, gdzie spędzasz urlopy? Gdy dotknę cię, mogę ci powiedzieć twoje najskrytsze tajemnice. Czy chcesz tego? Czy mam to zrobić? Wtedy powiem ci, gdzie i jak ukryłaś mikrofon?
Patrzyła na niego wybałuszonymi oczami.
– Czy mam cię dotknąć? – zapytał ją jeszcze raz.
– Nie. Nie chcę tego? – odpowiedziała zadziwiona.
– Słucham. – powiedział bardzo spokojnie.
– Nie chcę, abyś mnie dotykał. – odparła.
– Nie o to mi chodzi. Na początku powiedziałaś, że chciałaś mnie o coś zapytać? Zadać jedno pytanie, czy to było to?
– Czy ty masz fotograficzną pamięć? – zdumiała się.
– Nie wiem, jaką mam pamięć? Myślę, że normalną? Chciałaś zadać mi pytanie? Przypomnę ci. Przepraszam bardzo, czy mogę zadać panu jedno pytanie? O co chciałaś zapytać? Pytaj, przecież powiedziałem, że możesz zadać ich kilka? Słucham, zamieniam się w słuch. A może wyprzedzić twoje pytanie? – podniósł kopertę.
– Właśnie. – wskazała palcem. – Chciałam zapytać o list. Prawdziwy dziennikarz, nie dałby się zaskoczyć?
– Czy to znaczy, że nie jesteś prawdziwym dziennikarzem?
Ale rozmówczyni zbyła go milczeniem i zaraz dodała.
– Czy to jest list samobójcy, czy prawdziwego przyjaciela? – zagadała go.
– Umrzesz w nieświadomości, bo nigdy nie dowiesz się tego.
– Dlaczego?
– Bo nie mam ochoty ci o tym mówić?
– Czy mogłabym rzucić okiem na niego?
– Tak.
Zygmunt przed nią pomachał kopertą.
– No nie aż tak dosadnie? Rzucić okiem, to znaczy spojrzeć, przeczytać treść, zrobić zdjęcie, sfilmować? – tłumaczyła mu.
Ale chłopak parsknął śmiechem.
– Czy jesteś aż tak naiwna, czy uważasz, że jestem aż tak głupi? To nie jest list do ciebie. A myślę, że słyszałaś o tajemnicy korespondencji? – popatrzył na nią. – Spójrz! Adresatem jest, co prawda dziewczyna, ale ona ma inne imię i nazwisko. Czy adres jest twój, chyba nie?
– Zrozum, my dziennikarze mamy wgląd do wszystkiego, nawet do tajemnic.
Ale Zygmunt znów zaśmiał się.
– Ale tej tajemnicy nie zgłębisz? Powiedziałem ci, umrzesz w nieświadomości.
– Posłuchaj. Pójdźmy na taki układ.
– Z kobietami układam się tylko w łóżku. Czy chciałabyś pójść ze mną do łóżka?
Patrzyła na niego w milczeniu.
–...podejdziemy z kamerą i na sekundę, pokażesz nam swój list. – dodała.
– Ach, tak? A wy później zrobicie sobie klatkę stop i odczytacie go? To, co jest tu zawarte, może wam tylko udostępnić osoba, do której zaadresowany jest list, nikt więcej? – szyderczo uśmiechał się.
– Może także osoba pisząca, czyli ty?
– Tak?? Czy chciałabyś otrzymać list, który wcześniej czytało tysiące osób? – uśmiechał się i obserwował, czy coś powie? – Ja, na przykład, gdybym dowiedział się, że list pisany do mnie, czytał już ktoś inny, po prostu spaliłbym go.
– Czy zdajesz sobie sprawę, że te zdjęcia miałyby wielką wartość? – chciała go przekonać.
– Chcesz znać treść tego listu? – wyciągnął przed nią kopertę. – Oto adresatka listu. Chcesz wiedzieć, o czym pisałem? Pojedz do niej. Porozmawiaj z nią. Przekonaj ją. Może ci pozwoli sfotografować go? A druga sprawa... uważasz, że to aż takie ważne? – uśmiechnął się aż, bo nie sądził, że to może kogoś zainteresować.
– Wszystko jest ważne, co jest inne niż normalne? Czy wiesz, na czym polega praca dziennikarza? My szukamy czegoś, co dla ludzi jest normalnością, ale tylko dla tych, co to przeżywają, ale dla innych ludzi, może to być wielką sensacją?
– Szukasz sensacji? Proszę bardzo? Tu masz adres. Jedz tam. Zrób sobie reportaż. Chcesz sensacji, jedz ze mną do Czechosłowacji. Postawisz kamery na ulicy i trzydziestego listopada staniesz się świadkiem morderstwa. Czy tego chcesz? Widziałaś kiedykolwiek, jak ktoś morduje kogoś? Będziesz miała najlepsze zdjęcia. Sensacyjne. Ty szukasz taniej sensacji. Nie chcesz jechać do Siedlec, bo to za daleko? Jedz do Ursusa. Na Wydziale Narzędziowni, pracowała pewna kobietka, pani Irena Stasiak, pracowała, może jeszcze pracuje. Zrób z nią wywiad. Czego dowiesz się? Tego, czego szukasz, sensacji. Krótko. W styczniu zostałem posądzony o napaść i kradzież pieniędzy. Jak się potem okazało, oddała pieniądze mężowi, aby ich nie zgubić. Mężuś pieniążki przepił z kolegami. W kilka miesięcy później potrącił ją samochód. Zostałem posądzony o to. Chociaż muszę przyznać, że nie mam samochodu i że nie umiem prowadzić. Dlaczego posądzono mnie? Tylko, dlatego, że kilka dni wcześniej, powiedziałem jej w gniewie, że ją to spotka. Ale spotka ją jeszcze trzecia kara najsroższa. – utkwił oczy w drzewach przed sobą.
– Co to takiego?
– Kalectwo.
– Opowiadałeś tak pięknie, że nie chciałam ci przerywać.
– To jeszcze nie koniec. Ale przepraszam, co chciałaś powiedzieć?
– To ja zamieniam się w słuch. – uniosła ręce. – Bardzo pięknie opowiadasz. Chcę posłuchać.
Uśmiechnął się.
– Czy to, co opowiadam ci, nadawałoby się na reportaż? – zapytał ją.
– Tak? – zamyśliła się. – Tak, trzeba by tylko go dobrze zrobić. Zapytam cię o coś i jeżeli zechcesz możesz mi odpowiedzieć. Czy ty jesteś wizjonerem? – ale Zygmunt tylko zamyślił się. – Czy rozumiesz to słowo? Czy jesteś medium?
– Nie wiem, kim jestem? Może tak będzie najlepiej? W to, co mówię, uwierzył tylko jeden człowiek. Dlatego jadę z nim do Czechosłowacji. Może, dlatego, że uwierzył w to, co powiedziałem, chcę uratować jego życie. Być może sam przy tym zginę, ale chcę, aby nie zawiódł się, zawierzając tym słowom. Te słowa nie pochodzą ode mnie.
– A od kogo?
Spojrzał na nią.
– Chcesz wiedzieć?
– Chciałabym.
– Spójrz tam. – wskazał za siebie i obrócił się.
Ale zamiast tego, co chciał jej pokazać, napotkał na faceta stojącego tuż za nim, z magnetofonem na ramieniu i mikrofonem w ręce.
– Facet, ale jesteś chamem? – spojrzał na rozmówczynię. – I ty też. Uważam, że nasza rozmowa już została zakończona? Żegnam cię. – wstał i odchodził.
– Zaczekaj. Nawet nie wiem, jak się nazywasz? Ale zaczekaj. Zrozum, to nasza praca? Tylko w ten sposób możemy zdobyć informacje? Zaczekaj, pomogę ci! Porozmawiaj ze mną. – zastąpiła mu drogę. – To jest wspaniały materiał, wspaniały temat. Daj mi tę szansę?
Stał i patrzył na nią.
– Przyznaję, postąpiłam źle, ale tylko tak zdobywamy unikalne materiały, tylko tak możemy je zdobyć? Czy ty postąpiłbyś inaczej?
– Nie dotykaj mnie! – ostrzegł ją, gdy chciała powstrzymać go. – Nie chcę znać twojej przyszłości!
Spojrzał za nią, a za nią jechała dziewczyna na wózku inwalidzkim. Wskazał ją palcem i zdziwił się.
– Czy to jesteś ty? – ale zaraz cofnął rękę, bo obraz znikł.
Obejrzała się za siebie, ale nic specjalnego nie spostrzegła, co mogłoby ją zaniepokoić?
– O czym mówisz? – jeszcze raz obejrzała się.
Zygmunt stał chwilę, jak wbity w ziemię, wreszcie powiedział do niej.
– Usiądźmy proszę. Weź mikrofon i teraz możesz nagrywać. Pozwalam ci. – usiadł na ławce.
Dziewczyna usiadła obok niego. Facet z tyłu, szybko podał jej mikrofon. Ale Zygmunt oparł łokcie na kolanach i na dłoniach zawiesił twarz.
– Czy dobrze rozumiem, płaczesz? – zdziwiła się.
– Proszę, nie nagrywaj jeszcze? Za chwilę. – dał jej znak ręką.
Długo czekała zanim podniósł głowę.
– Za tobą, widziałem dziewczynę na wózku inwalidzkim. – zaczął.
– Za mną nic nie było? – zdziwiła się.
– Proszę, nie przerywaj mi. Wiem, że mam czasami dziwne przywidzenia... tylko przywidzenia, ale staram się nie kłamać. Nie zawsze rozumiem to, co widzę, ale staram się to opowiadać. Jeżeli ja nie rozumiem, może zrozumieją to ci, którym to mówię? Widziałem dziewczynę na wózku inwalidzkim, była podobna do ciebie. Wciąż podążała za tobą. I wtedy, jak byliśmy tam i później, gdy stałaś przy karetce i teraz też. Przedtem myślałem, że to ktoś z ekipy. Ale teraz, gdy powiedziałem, „czy to jesteś ty?”, obraz zniknął. Dlatego wiem, że to już nie jest nikt z ekipy? To byłaś ty. Czy chcesz, abym powiedział ci coś więcej o tym?
– Chcesz wystraszyć mnie? – starała się uśmiechnąć, ale jej to nie wychodziło.
– Nie. Nie chcę wcale cię straszyć. Ale musiałbym cię dotknąć. Tylko poprzez dotyk umiem zobaczyć to, co chcę zobaczyć? Musisz wyrazić zgodę.
– Jeżeli powiem tak, co się stanie?
– Dotknę cię i zobaczę całe twoje życie, ale także i wszystkie twoje tajemnice, dobro i zło, przyjaźń i nienawiść, skromność i rozpustę, obłudę i fałsz, z kim i gdzie uprawiasz seks, wszystko? Decyduj. – czekał.
– Czy nie można by tego uniknąć, obejść to jakoś?
Odpowiedzią był jego szeroki uśmiech.
– A jeżeli powiem, nie? Co wtedy się stanie?
– Będę zgadywał, ale wtedy mogę się pomylić. Decyzja należy do ciebie?
– Jaką mam pewność, że powiesz mi prawdę?
– Żadną. Aż do chwili, gdy to się stanie. Ja nie daję gwarancji. Gwarancją jest Ten, Kto każe mi to mówić.
– Skąd więc to wszystko wiesz?
– Gdybyś obejrzała się do tyłu, ponad domami miasta zobaczyłabyś wieżyczki...
– Kościołów?
– Na czubkach wieżyczek, ma nadajniki. Gdybyś weszła do środka, zobaczyłabyś Go. Czasami przybiera postać wiszącego na krzyżu, czasami, oprawionego w ramie, czasami stoi gdzieś pod ścianą. – pochylił głowę i otarł policzek.
– Czy mówisz o Nim? – głos jej się dziwnie zmienił.
– Co masz na myśli, pytając, ”o Nim”? Boisz się powiedzieć, o kogo pytasz? Dobrze, tak samo zapytam ciebie, czy wierzysz w Niego? – spojrzał na nią.
Położyła mikrofon na kolanach i chusteczką głośno wytarła nos.
– Myślałem, że jesteś odważną dziennikarką? O sprawach ludzkich mówiłaś tak pięknie i tak głośno, tak dociekałaś prawdy, ale ty boisz się rozmawiać o Bogu. Boisz się, że gdy ktoś usłyszy, wywalą cię z pracy?
– To nie jest tak? – zaprzeczyła.
– Posłuchaj. W październiku ulegniesz wypadkowi. To prawda, będziesz jeździć na wózku. Staniesz się kaleką. Już nie pozostanie ci nic z tej odważnej dziewczyny. Ale wtedy, będziesz miała ogromnie dużo czasu, odnajdziesz drogę do Niego. Będziesz szukać, ponad dachami miasta wieżyczek i będziesz szła tam do środka, będziesz szukać Go na krzyżach, w ramach, popod ścianami kościołów. Dlaczego dopiero wtedy?
– Przestań!! – warknęła. – To nie jest wcale śmieszne?
– To nie miało wcale to, ale wcale być śmieszne. Wszyscy boicie się przyznać, że wierzycie w Boga, a On tak niewiele od was oczekuje. Chcesz wspaniałego reportażu? Będziesz go mieć. Posłuchaj mnie. Odnajdź Jadwigę, tu masz adres. – pokazał jej kopertę. – Ale odnajdź także panią Irenkę, odnajdź Zosię z Piastowa, teraz chodzi do szkoły zaocznej w Ursusie. Idź kiedyś na wykłady. Odnajdź też Marylkę, ale także odnajdź też i Mirka Popławskiego z Józefowa, odnajdź też i Andrzeja Kabalę, też z Józefowa. Zrób o nich wspaniały reportaż. Uwierz mi, to będzie wspaniały reportaż, bo na końcu kamerzysta pokaże ciebie kaleką. Wypowiesz się. Powiesz dokładnie te słowa, w pogoni za sensacją zapomniałam, że ja też powinnam żyć. Zapomniałam, bo zapomniałam o Bogu.
Dziewczyna chwilę siedziała cicho, ale nie wytrzymała i zapytała go.
– Wymieniłeś kilka nazwisk i imion, ale nie wiem, co te nazwiska znaczą, kim oni są, co zrobili? – rozwijała temat.
– Kim są, co znaczą? Właściwie... niczym aż tak wielkim, co by miało być godne uwagi telewizji? Ale gdy dotrzesz do nich, dotrzesz do nich dla siebie. Zrozumiesz, jak bardzo przeklętym będzie dla ciebie październik? Chcę, abyś poznała cenę strachu. Czym jest strach? Abyś zrozumiała wszystkie moje ofiary, w tym także i mnie? Oni wszyscy są moimi ofiarami, ofiarami mojej przyjaźni.
– Jak to rozumieć?
– Musiałbym ci opowiedzieć, kto dlaczego cierpi?
– Więc opowiedz?
– Jadwiga. – poruszał kopertą. – Jest moją koleżanką ze szkoły podstawowej. Lubię ją, lubię ją na tyle, że nie mogę znieść tego, że jest oszukiwana, okłamywana przez męża i przez swoją przyjaciółkę. Dlatego napisałem jej to. – poruszał znów kopertą. – Irenka. Ona tak nienawidzi mnie, że myśli, że wszystko, co jej powiedziałem pochodzi ode mnie, jako zemsta. Wyjaśniałem jej mężowi... on zrozumiał. Mirek. Tak bardzo chciał być lepszy ode mnie, że aż wpadł w nienawiść do mnie. Miał tylko osiemnaście lat. Przed nim dopiero roztaczało się życie?
– Miał? – zapytała cicho.
– Tak. Miał, bo już nie będzie miał dziewiętnastu. Rok temu... gdy dotrzesz do jego rodziców, opowiedzą ci, co się stało? Abyś była przygotowana, abyś nie wpadła przy nich w histerię, wyglądał ponoć, jak gdyby był u rzeźnika? Andrzej. To samo. W styczniu, tego roku, powielił czyny swego kolegi. Andrzej, to chociaż wiem za co, ale Mirek? Chciał tylko bić się ze mną? Chciał zaszpanować, nic więcej?
– Co to znaczy, ”był u rzeźnika”? – nie zrozumiała.
– Nie wiem? Rozmawiałem kiedyś z naszym kolegą, Ryśkiem Ozgą, synem znanego Ozgi, to on w ten sposób wyjaśnił mi, jak wyglądał Mirek i Andrzej. A propos, dotrzyj także do Ryśka. Uczy się w dziennym techników w Ursusie. On, niech sobie obliczę, w 73 w kwietniu...
– Co takiego, w 73? – wystraszyła się.
– Zostanie zastrzelony. Zastrzelony, przez ochraniarza swego ojca. Dlaczego?... na pewno chcesz zapytać? Przyprawi mu rogi, chociaż tak naprawdę, zrobi to jego żona, ale ochroniarz uniesiony dumą... czy to interesuje cię? – zapytał znienacka.
– Tak, tak, mów. – ponagliła go.
– Właściwie, to nie będzie duma. To raczej zatarcie śladów. Jego żona, znaczy się ochroniarza, będzie strasznie chciała mieć dzieci. Ochroniarz będzie niepłodny. Ona zrobi to z Ryśkiem, ale gdy powie o tym mężowi, w nim odezwie się coś, co każe zatrzeć mu ślady. A może faktycznie rogi będą mu przeszkadzać?
– Mówiłeś o jakichś dziewczynach? Co to za towary?
– Zosia i Maryla?
– Chyba tak?
– A to już niech one same powiedzą ci, kim są dla mnie, a kim mogłyby być? Zwłaszcza Zosia? – wyjął z papeterii papier. – Ten kawałek papieru, odbierzesz w październiku, od Jadzi. W nim znajdziesz swoje przeznaczenie. Odwróć się. Wypiszę je. – i zasłonił innym papierem kartkę i napisał. „Okłamałem cię. Dziewczyna na wózku to ty.” Popatrzyła na nią i dopisał, „ha, ha, ha”.
Złożył kartkę tak, aby nie można było jej podejrzeć i na złączu nakleił znaczek.
– W październiku, to znaczy, kiedy? – zapytała.
– Właśnie, kiedy chciałabyś?
Na równej części papieru dopisał, „ Jadziu, ten list oddaj dziennikarce, nie wcześniej jak”, chwilę pomyślał i wpisał „1 października”.
– Może być pierwszy, czy wolałabyś jedenasty, albo dwudziesty pierwszy? Bo równie dobrze może być trzydziesty pierwszy? Wybierz datę?
– Ja nie chcę żadnej daty.
Popatrzył jeszcze raz na to, co napisał na liściku.
– Chyba źle to ująłem? – zastanowił się. – „Nie wcześniej”. – zacytował. – Czyli po tej dacie, wtedy może okazać się za późno? – skreślił „nie wcześniej jak” i napisał „przed”. – Przed pierwszym październikiem, zgłosisz się do niej i ona odda ci to. Wtedy poznasz prawdę, inaczej żyć będziesz w nieświadomości? Chyba, że nie chcesz poznać prawdę?
Włożył liścik do koperty i zakleił ją. Podniósł się.
– Tyle chciałem ci powiedzieć. Więcej nie. Jeden tylko człowiek uwierzył w to, co mu powiedziałem, Waldek, więcej nikt. Dlatego, właśnie jego, moja przyjaźń ochroni. Nie stanie się mu nic, nawet draśnięcie.
– Zaczekaj. Nie odchodź? – próbowała powstrzymać go. – Nastraszyłeś mnie i to równo. – zakryła twarz dłońmi. – Jednak chcę, żebyś dotknął mnie? – nalegała.
– Ale ja nie chcę. Musisz to uszanować. – spoglądał na nią.
– Czy taki sam efekt będzie, gdy ja cię dotknę? – wstała.
– Ani mi się waż?! – ostrzegł ją.
– Proszę.
– Skoro chcesz tego, zgoda. Jednak musisz wiedzieć o jednym, ze mną może potem dziać się coś, coś, co sprawi, że będę inny niż dotychczas. Musisz obiecać, że gdy nie będę umiał trafić do domu, zaopiekujesz się mną. Zawieziesz mnie, adres znajdziesz w dowodzie, dowód osobisty w kieszeni. – spoglądał na nią.
– A co może się stać? – zdziwiła się ogromnie.
– Czy obiecasz mi? – nalegał.
– Tak, obiecuję ci.
Posadził ją na ławce. Papeterię schował za koszulę.
– Chwycę cię za ręce i przebiegnę przez twoje życie. Może będę zachowywał się dziwnie, nie zważaj na to. Mogłabyś tam pójść ze mną, ale... – uśmiechał się do niej, szukał odpowiednich słów. – ...myślę, że nie wierzysz aż tak mocno?
– Tam? To znaczy, gdzie?
– To znaczy, tam. Mogłabyś zobaczyć to, ale do tego potrzeba jest wiary? Lepiej będzie, gdy zostaniesz tu. Będziesz pilnować, aby nas nikt nie okradł.
– O czym ty mówisz? – była coraz bardziej zdziwiona.
– Czy jesteś gotowa podać mi ręce? – wyciągnął swe dłonie.
Podała mu dłonie, ale chyba obawiała się czegoś?
Pochwycił jej dłonie i zamknął oczy. Głowę z lekka przechylił w tył.
Patrzyła na niego jak z lekka kołysał głową. Co chwila poruszał głową, to w jedną stronę, to w drugą. Po chwili pochylił ją do przodu i otworzył oczy. Wrzasnęła i szarpnęła ręce. Dłońmi przytkała usta. Szybko poderwała się. Patrzyła na jego białe oczy.
– Nie przerywaj kręgu. – mamrotał. – Proszę, nie przerywaj kręgu. – wyciągał ręce przed siebie.
Dotknął swoich nóg, po nich przeszedł na ławkę i obok siebie szukał towarzyszki. Macał ławkę, ale nikogo nie było.
– Wiem, że jesteś gdzieś? Aniu, bo chyba tak masz na imię? Nie mogę cię tylko zlokalizować? Bez dotknięcia cię, nie znajdę odpowiedzi?
– Co się stało? – podszedł do niej kolega.
Ale ona była wystraszona.
– Spójrz na jego oczy? – wskazała ręką.
– Jak on to zrobił? – uśmiechnął się.
Podszedł i dłońmi podniósł jego twarz ku górze.
– Aa! – Zygmunt drgnął. – Dotykają mnie ręce trupa! – wystraszył się.
– Mylisz się. – dziennikarz patrzył wciąż na jego oczy. – Jestem wśród żywych?
– To ty jesteś kierowcą z tego wypadku! A ja szukałem cię wśród żywych? Nie dotykaj mnie! Boję się trupów! – Zygmunt cofnął ręce. – Nie dotykaj mnie, proszę!
– Co jest grane? – facet objuczony magnetofonem uśmiechnął się do koleżanki.
– Sama nie rozumiem tego? – odpowiedziała mu.
Zygmunt wyciągnął rękę w kierunku głosu.
– Proszę, podaj mi dłoń? Chcę wrócić. – mamrotał wciąż Zygmunt.
– O co chodzi? – juczny zapytał znów koleżankę.
– Nie wiem? – ujęła go za rękaw. – Myślę, że gdy podam mu rękę, ocknie się z transu, wróci.
– Więc podaj mu. – popchnął ją.
– Nie! Boje się! – prawie, że krzyknęła.
Ale juczny posadził ją na ławce.
– Przyrzekłaś pomóc mi. Obiecałaś mi to. – mamrotał Zygmunt.
– Nie wiedziałam, że to tak będzie?
Zygmunt wciąż wyciągał rękę przed siebie. Powoli wyciągała ku niemu rękę. Wreszcie pozwoliła się uchwycić. Jedną ręką chwycił jej dłoń, a drugą gładził wewnętrzną stronę dłoni.
– Już, powoli wraca obraz. Jeszcze chwila. – mamrotał.
Przez tą chwilę, patrzył gdzieś przed siebie, swymi niewidzącymi oczyma. Przyglądała się chłopakowi i zdziwiona zapytała.
– Co się stało? Możesz mówić? – była zdziwiona.
– Mogę. – kiwnął głową i opuścił ją na dół. – Dlaczego zawsze, to jest moja wina? Dlaczego twoje kalectwo obciąży moje sumienie? – po nosie płynęły mu łzy. – Ale przecież to ja was tam wysłałem? To przecież ja powiedziałem, jedź tam. To ja wskazałem ci drogę? Zawróć z tej drogi, proszę cię, nie jedź tam.
– Gdzie?
– Józefów.
– Co tam się stało?
– Pamiętaj, miesiąc październik ma trzydzieści jeden dni, a każdy dzień dwadzieścia cztery godziny. Pamiętaj, że dzień zaczyna się o godzinie zero, zero, a kończy się o dwudziestej czwartej. Pierwszego listopada, nie zrobisz zdjęć na cmentarzu w Józefowie, tego dnia będziesz już kaleką.
Wyciągnął ręce przed siebie i zbliżał je do oczu i oddalał.
– Czy ja mam ręce? – zapytał.
– Masz. – odpowiedziała mu.
– Czy ruszam nimi?
– Tak, ruszasz.
Pochylił głowę prawie, że pomiędzy kolana. Dłońmi przysłonił oczy z boków i ruszał delikatnie głową. Zamykał mocno oczy i otwierał.
– Co zobaczyłeś?
– Samochód telewizji miał wypadek. Kierowca zginą, a redaktorka... dziennikarka, chyba będzie kaleką. Zabrała ją karetka, ale lekarz powiedział, że z nią źle.
Wyciągnął dłonie przed siebie, przybliżał je i oddalał. Zza koszuli wyjął kopertę. Patrząc w dół zbliżał ją do oczu i oddalał. Patrząc na kopertę podniósł głowę do góry. Odsunął wreszcie kopertę sprzed oczu. Powiekami ścisnął oczy i otworzył je. Patrzył przed siebie.
– Dobrze. – powiedział sam do siebie. – Wszystko w porządku. – dodał.
– Dobrze się czujesz? – zapytała go.
Odwrócił się za głosem.
– O? Pani tu? – zdziwił się. Spojrzał na miejsce przed ławką. Sięgnął do jej ręki i dotknął ją.
– Czy wszystko w porządku? – zapytała go.
– Tak, już pamiętam? Tak, tak, wszystko w porządku. – uspokoił ją. – Czy mówiłem coś?
– Tak. Wiem już wszystko.
– Dopowiem jednak to, czego nigdy nie mówię, gdy jestem w transie... nie okazuj mi przyjaźni. Czy wiesz, co to jest przyjaźń?
– Tak, wiem.
– To złudne uczucie i kłamliwe.
– Jestem innego zdania. Przyjaźń jest piękna.
– Operujesz tym dobrym pojęciem. Ja dzisiaj poznałem to drugie pojęcie. Czy znasz pojęcie, przyjaciel?
– Tak, znam.
– Kiedyś też uważałem, że słowo to, jest czymś pięknym i uczciwym, ale dzisiaj wytłumaczono mi, że słowo to, znaczy tyle samo, co pedał. Nie okazuj mi przyjaźni, nie staraj się być moim przyjacielem, bo wtedy stanie się to, co już wiesz? Bądźmy tylko przyjaciółmi, albo aż przyjaciółmi. Wtedy, ocalisz swe zdrowie.
– Czy nie chcesz zamącić mi w głowie? – chciała go uspokoić.
– Nie chcę. Gdy będziesz starała się wycyckać mnie jak pedał, narobisz sobie biedy. Pedał zawsze czerpie korzyści tylko dla siebie. Jeżeli będziesz chciała zrobić reportaż, aby mieć z tego zysk... nie dopowiem już. Staraj się być obiektywna. Zrób to, co chciałaś? Niech moją rolę zagra jakiś aktor. Zrób to dla zachowania mnie w pamięci innych. A wiem, że będę zachowany w pamięci, bo o tym powiedzą ci, Zosia i Maryla.
Patrzył jak siedzi zamyślona.
– Strasznie dużo mówię, prawda?
– Lubię rozmawiać z kimś, kto tak jak ty, dużo opowiada.
– Przepraszam, ale na mnie już czas. Muszę zbierać się. Pamiętaj, dotrzymaj danego mi słowa. Odnajdź ich wszystkich. Jeżeli posłuchasz mnie i w październiku dasz sobie wolne, nie będziesz jeździć samochodami, na Boże Narodzenie albo w styczniu będziesz mogła porozmawiać z Waldkiem. On mieszka w Białobrzegach Radomskich. Przyjedzie na urlop. Opowie ci, co stało się ze mną. Na Boże Narodzenie wróci, albo on, albo ja. Tylko jeden z nas może wrócić. Obaj nie wrócimy w styczniu.
Podniósł się.
– Żegnam cię. – uniósł rękę.
– Zaczekaj. Będzie kręcił cię, jak odchodzisz.
Ale Zygmunt tylko uśmiechnął się. Dała znak kamerzyście i podbiegł, i ustawił się. Jeszcze raz pomachał jej ręką.
W oddali zauważył czerwoną skrzynkę pocztową. Skierował się ku niej. Nie chciał się oglądać, chociaż słyszał jak szła za nim i coś komentowała. Domyślał się, że na pewno i kamera idzie za nim.
Wyjął z papeterii kartkę. Przykucnął i napisał. „Trzy przyrzeczenia, których nie dotrzymasz. 1. miałaś zaopiekować się mną. 2. miałaś dotrzeć do wszystkich. 3. w październiku miałaś dać sobie na luz i nie jeździć samochodem”. Złożył kartkę w małą kostkę.
Był już przy skrzynce, gdy obok dostrzegł operatora. Zaczął głupio uśmiechać się, ale to wcale nie przeszkodziło mu we wrzuceniu listu.
Odwrócił się, a kilka osób zaczęła bić mu brawo. Wśród tej garstki spostrzegł panią z tramwaju.
– Kamera na mnie! – zawołała Ania. – Proszę państwa i tak oto, kończy się dzień jednego z naszych bohaterów! Brawo!
Zygmunt spuścił oczy na ziemię. Przez moment kalkulował i skierował się w stronę Ani. Uniósł rękę w kierunku kamerzysty.
– Czy mogę mikrofon? – zawołał do Ani.
– Proszę państwa, to jeszcze nie koniec. Nasz bohater chce nam jeszcze coś powiedzieć? Proszę bardzo!
Zygmunt wziął mikrofon.
– Czy można ci zaufać?
– Jak kobiecie.
– Przeczytaj to, dopiero po przyjeździe do domu. Dobrze? – wręczył jej złożony kawałek papieru w kostkę.
– Dobrze. – zapewniła.
– Czy dobrze mnie widzisz? Czy dobrze mnie słychać? – skierował się do kamerzysty.
– Mów! – zawołała dziewczyna.
– Pragnę przypomnieć i koleżance Ani i koledze kamerzyście i całej ekipie, że jeżeli chociaż jeden kadr, z tego co nagrali tu, zobaczę w telewizji, że jeżeli chociaż na jednym kadrze, rozpoznają mnie moi znajomi i przekażą mi to, to wytoczę wam proces.
– Nie!! – zawołała zrozpaczona dziewczyna i jak na zawołanie zaczęła płakać. – Dlaczego mi to robisz? Czy wiesz, ile materiału jest nagrane?
– Nawet nie sprawdziłaś, czy powiedziałem ci prawdę? – oddał jej mikrofon. – Najpierw sprawdź, a dopiero później nagrywaj. Najpierw dotrzyj do tych osób. Moją rolę zagra ci jakiś aktor. On, zagra ci tak, jak ty będziesz chciała?
– Ale nie zrobi tego tak jak ty?
– Przykro mi, ale od tej decyzji nie ma odwołania. Jeżeli wytoczę wam proces, dostanę takie odszkodowanie, że do końca życia nie będę musiał pracować. A chyba nie o to wam chodzi? Pa. – ironicznie uśmiechnął się.
Dziewczyna odwróciła się od kamery i zaczęła strasznie płakać.